ja juz cuda na kiju robie, zeby pieluchy mi nie zalatywaly tym swadkiem urynowym...
ale cholera no nie wychodzi no!!!

po kupie zapieram zimna woda, ewentualnie jak nie chce zejsc to tam jakies to mydelko odplamiajace idzie w ruch, plucze dokladnie, wykrecam, plucze i wykrecam na maksa, nawet tak strzepuje i do wiaderka...

pielusie zasiusiane to tylko wkladam do wiaderka...

wiaderko przy kazdym wyproznieniu jest dokladnie myte, plukane, zalewane wrzatkiem i po wyschnieciu kropie olejkiem z drzewa herbacianego...

jak wiaderko sie napelnia to kropie olejkiem lawendowym i wrzucam do pralki na plukanie intensywne i wirowanie - na 30stopni, potem jak sie skonczy to otwieram pralke, wrzucam woreczek z orzechami indyjskimi, a do komory na proszek dodaje nappy fresh, a do komory na plukanie - kilka kropelek lawendowego olejku...
i piore znowu z intensywnym plukaniem i mocnym wirowaniem (mam osobne pokretlo na wirowanie, osobne na temperature i dodatkowy guzik wlansie na to intensywne plukanie), a pranie nastawiam na 50stopni - obligatoryjnie miedzy 40 a 60 to 50 nam wyszlo, hehehe

no i cholera...jak wyjmiemy to spoko...nie czuc nic...
suszymy niestety, w domu - nie mam balkonu, a zreszta mieszkam przy bardzo ruchliwej ulicy...

i...no i jak sie 'wniucham' w pieluchy to czuc swadek siuskowy kurcze no...


ratunku!

moze jeszcze jakies rady co...?


moze faktycznie plukac je pod zimna woda i wykrecac przed wsadzeniem do wiaderka...?
ale to wtedy stanie sie uciazliwe strasznie... :/