Właściwie od dawna jestem na forum, ale ponieważ trafiłam tu przez koleżankę, która opowiedziała mi o pieluchach wielo, a ja nie znałam nigdy wcześniej żadnego fora, to nie znałam też obyczaju witania.
Chcę nadrobić zaległości - może lepiej późno, niż wcale
Siedziałam (i nadal siedzę) głównie w podforum dotyczącym pieluch, ale kiedyś, na początku bycia tu, nieopatrznie dałam się wciągnąć w wątek o usypianiu - i zostałam delikatnie mówiąc "zjedzona". Spowodowało to moje ostateczne wycofanie na pozycje pieluchowe.
Ale ostatnio przez kolejną aferę o usypianiu (przy okazji której powstał portal przytulmniemamo), chciałam się odważyć powiedzieć o zmianach, jakie we mnie zaszły pod wpływem czytania forum. Przyznaję, że napastliwy ton niektórych powodował zahamowania, ale ponieważ kocham moje dziecko nad wszystko, postanowiłam zweryfikować moje niektóre poglądy
Nosiłam w chuście zanim trafiłam na forum, dlatego tu zajrzałam, ale lektura "Języka niemowląt" TH (dziś już to wiem), podświadomie nastawiła mnie wrogo do mojego dziecka - trzeba od niego wymagać, uczyć, być konsekwentnym itp, itd. Nigdy nie pozwalałam mojemu dziecku na wypłakiwanie w samotności, ale jednak mam poczucie, że Mała za dużo płakała niepotrzebnie (a ja zresztą razem z nią).
Dzięki forum przestałam bać się bliskości i okazało się, że interpretowanie niemal wszystkiego w kluczu, że "ona potrzebuje bliskości", bardzo mi pomogło, uspokoiło, dobrze nastawiło do dziecka. Jest nam teraz dużo lepiej, a ja nie zastanawiam się już, czy może jednak robię coś nie tak.
Przeczytałam kiedyś taką wypowiedź Petisu (nie jest to dosłowny cytat, ale chodzi o sens): każde dziecko, bez względu na to, czy spało z rodzicami, czy u siebie, zaczyna przychodzić do rodziców w nocy.
Dało mi dużo do myślenia (ponieważ Młoda spała w swoim łóżeczku, obok naszego). Zaczęłam się zastanawiać, co zrobię, jak ona przyjdzie którejś nocy (a już nie karmiłam, a w nocy od dawna). Od kiedy zaczęła chodzić, wyjęliśmy jej szczebelki z łóżeczka, żeby mogła sobie wychodzić po obudzeniu. Początkowo więc po obudzeniu rano wchodziła do nas - ale to był rytuał znany od narodzin, że rano wszyscy się w łóżku tuliliśmy. A myśl o tym, że ona kiedyś przyjdzie nie dawała mi spokoju. Wiedziałam już, że nie chcę być okrutna, że za nic w świecie jej nie odtrącę, nie dam tego odczuć. Wreszcie po prostu (jakoś razem z mężem, pod wpływem rozmów na ten temat) zaczęliśmy wręcz pragnąć, by do nas przyszła.
A teraz wreszcie śpimy razem, w dzień także Tusia śpi w naszym łóżku - sama się tam kładzie w dzień i wieczorem - słodkie jest, jak naciąga na siebie tę wielką kołdrę i pokazuje mi na poduszkę, że mam się tu połozyć. I jest nam z tym cudownie. Żałuję tylko, że tak późno, że trochę nie taka kolejność i że mam w sobie to skrzywienie, że trochę boję się, jak to będzie później (ale tylko trochę), bo będzie drugie (wkrótce zaczynamy starania) i jak się pomieścimy? Ale mam w sobie tę ufność, że dając się dziecku, niczego nie stracę
Przepraszam, jeśli Was śmiertelnie zanudziłam,
niemniej witam wśród mam bliskich swoim dzieciom![]()