Dobra, proszę mi powiedzieć, że jestem dzielna, brawo i w ogóleWłasnie odbyliśmy króciutki spacerek - pierwszy plecaczkowy poza domem. Muszę powiedzieć, że całą zimę nie wychodziłam w plecaczku, bo: będzie mu wiało w uszy, oczy, buzie, bo nie będę mogła poprawić czapki, bo nie dociągnę się dobrze na kurtce, bo mu głowa będzie wisiała... No i okazuje się, że wystarczy motywacja- nowa i piękna chusta ( czerwona Grecja ) oraz przygniatająca wizja targania wózka z piwnicy, do tego jeszcze kupa roboty w danym dniu i już... No i nie wiem czego sie bałam przez calą zimę, bo - o dziwo zamotałam płaczące dziecko w 2 sekundy, w 3 sekundzie była już absolutna cisza, w czapce i kaptrze nawet główka nie miała gdzie zawisnąć ( bardziej można było się bać że był tak wtulony w mój kołnierz od płaszczyka, że nie ma czym oddychać
- z resztą może stąd ta cisza ), chusta jakoś tak mi się szybko zamotała, że nawet nie zauważyłam kiedy to się stało, a dziecko ledwo wyszłam cięło już ostrego komara... Jak ktoś miał takiego głupiego cykora jak ja, to oświadczam, że strach ma tylko wielkie oczy
i ja głupia całą zimę zmarnowałam....
P.S. Trzeba to szybko nadrobić![]()