Zazwyczaj, kiedy nie używam, trzymam chusty i poczciwe Ono grzecznie w szafie, raczej poza zasięgiem rąk najmłodszego. W ubiegłym tygodniu byliśmy kilka dni u mojej siostry i sprzęt noszący walał się w różnych kątach pokoi, bądź w walizie. No i któregoś ranka dzieci wstały trochę szybciej, a ja jeszcze dosypiałam i o mało zawału nie dostałam, kiedy ktoś porządnie zdzielił mnie w głowę czyms nieokreslonym.Zerwałam się na nogi i okazało się, że moje najmłodsze 11mimesięczne dziecię walnęlo mnie klamrą od Ono.
Syn stał nade mną wydając z siebie odgłosy zniecierpliwienia,wyraźnie żądając noszenia. Gniewne pomruki ustąpiły po tym, jak wylądował na plecach.
Od tej chwili zmieniłam taktykę i chusty są w zasięgu stasiowych dłoni, a on kilka razy dziennie wyciąga cos ze stosika i komunikuje, że "on teraz będzie siedział u góry i już", a ja się nacieszyc nie mogę, że się nam udaje "dogadac"![]()