jestem podwójną mamą: filipa 7 latka i dziewięciomiesięcznej michasi, noszę w chuście i tylko wchuście i żadnych wózków!
nawet uszyłam sama
dłógo przed pojawieniem się michasi przeczytałam książkę Jean Liedloff "The continuum Concept" „W poszukiwaniu straconego szczęścia” , i poczółam że właśnie tak chce wychować kolejne dziecko. autorka przedstawia w niej życie indian : Dzieci z plemienia są od urodzenia cały czas (non stop) z matkami lub innymi osobami. Ciągle są w kontakcie cielesnym. Zabierane są i noszone dosłownie wszędzie i w ten sposób od pierwszych dni zapoznają się z całym światem plemienia, okolicami, narzędziami i czynnościami (oczywiście najpierw biernie). W efekcie takiego podejścia dzieci są spokojne – nie marudzą i w zasadzie nie płaczą (płaczą niewiele, nie „ryczą”, nie „wpadają w szał”).
muszę przyznać okazała się to rewolucyjne ! kontakt z dzieckiem non stop wpłyną na michasie niesamowicie , jest spokojna ( ani jednej zarwanej nocy !) prawie nie marudziła i jako dziewieciomiesieczny brzdąc staje się bardzo samodzielna, spokojna i uśmiechnięta,zrelaksowana przez wiekszosc czasu , teraz już nie non stop na rekach a właściwie wszedzie jej pełno ( wcale niejest uzależniona od ciągłego kontaktu) no i zmieniło to mnie przedewszystkim i jest to GŁĘBOKA ZMIANA ... powiem tylko , że chyba dopiero teraz staję się naprawde matką, nie pociąga mnie złudnie przysłowiowy CZAS DLA SIEBIE...
używamy oczywiście wielorazówek , bo nieinaczejmieszkam w lesie i na drodze do domu od 4 lat skręcam przy pampersie( którego ktoś wyżucił pod drzewem
)w prawo, ciekawe kiedy się rozłoży ? to zmusza do myślenia .....
pozdrwiam serdecznie to tyle -na początek wystarczy![]()