Komentarze były po prostu idiotyczne, aczkolwiek przyznaję rację kajkasz - nie ma sensu na siłę ludzi przekonywać do swoich idei. Osobiście wychodzę z założenia, że jeśli ktoś poprosi mnie o pomoc i będzie pytał o chustonoszenie, z wielką przyjemnością opowiem o tym, jak cudowną stanowi przygodę. Przyznaję również rację w kwestii zbyt nadgorliwego stanowiska niektórych noszących - wózek to nie potwór, który trzeba bezwzględnie wyrzucić. Gdyby nie on, mój synek często nie wychodziłby na spacery, gdyż ja pracuję, a babcia-opiekunka nie nosi i nosić nie będzie. Staram się wyjść z założenia, że wózek nie jest gorszy, jest po prostu inny i czasem też z niego korzystam...
Co nie zmienia faktu, że jestem za chustami całym sercem. Od początku mam jedną jedyną, innych nawet nie dotykałam. Nie mam stosików ani nawet pieniędzy, aby je tworzyć. Noszę dla dziecka, nie po to, by wzbogacać swoją kolekcję barwnych chust. Oczywiście, bardzo chciałabym mieć ich trochę więcej, jednak dla mnie najważniejsze jest poczucie bliskości, jakie mam z moim dzieckiem w chwili, gdy zamotany jeszcze się do mnie przytula... To przeżycie, którego mamy tylko wózkowe lub wisiadłowe nigdy nie zaznają - wyczucie bicie serca własnego dziecka i vice versa.
I oczywiście jestem jak najbardziej za działaniami społecznymi, które mają na celu propagowanie noszenia. Klub Kangura i in. - robicie kawał dobrej roboty, wielkie szacunek dla Was, za to, że macie taką siłę przebicia i chęci do działania. A negatywne komentarze towarzyszą wszelkiej postępowej działalności, więc tym bardziej podziwiać!