No to ja napiszę jak to nam chusta 'życie' ratowała w podróżach.
Pierwszy raz (miałam gdzieś już wcześniej wspomnieć, ale czasu zbrakło) jak do rodziców do Poznania pojechaliśmy - Ada nauczona zasypiać w swoim łóżeczku, pierwsza noc - i nic z tego,
Dziecko zasnąć za gwizdek nie chciało, więc wyciągnęłam chustę, zamotałam w 2x i 5 minut później - sleep mode
Ostatnio podróżowaliśmy daleko - 9h w pociągu, w nocy.
Chustę wzięłam (bo wózek zarządził małżonek - najdziwniejszy Afrykańczyk jakiego znam).
Tylko dzięki niej udało się uśpić Adę w pociągu...
I póżniej tylko dzięki niej udało się Adę uspokoić w restauracji afrykańskiej.
Wiecie jaki to stres wiązać chustę, gdy tłum afrykańczyków patrzy się co robisz???
Wszyscy przyklaskiwali temu, że wiążę, ale że wiązałam jakoś tak 'inaczej' ;P więc monitorowali.
O tym jak wsiadałam sama i wysiadałam TYLKO w chuście pisać już nie będę, bo to zbędne chyba
Z pełną świadomością mogę stwierdzić - bez chusty byłoby TRUDNIEJ.
m.