To i ja się przywitam w ten senny dzień: mam dwumiesięcznego synka Stasia, moja pierwsza chusta to pasiak nati, kupiłam ją zaraz po wyjściu ze szpitala. Przez pierwszy tydzień ją rozkładałam, przyglądałam się tym zwojom materiału, zerkałam na Stasia i... odkładałam chustę (bo on przecież taki malutki i wiotki)
a potem koleżanka przyniosła nam w prezencie sporego misia i zyskałam pomoc treningową. po paru dniach włożyłam dziecia do kieszonki i bomba, odzyskałam czas wolny i spokój umysłu. okazało się, że i pozmywać mogę, i zęby umyć, i herbaty się napić, i Stasiek mniej płaczliwy się zrobił.
Noszę więc na razie w mojej nati, kiedy wychodzę to w pouchu, bo wózek na ulicach mojego pięknego miasta jest bez szans, i czekam, aż dojedzie do mnie jeden taki atrakcyjny kaszmir. Coś czuję, że zaczynam się rozkręcać - maniakalnie oglądam chusty w necie i mam kolorowe sny chustowe. mąż przygląda mi się z niepokojem...
a ja pozdrawiam z zasypanego Wrocławia.