Mam pytanie co ile powinnam prać gacie wełniane w sytuacji gdy po nocy są trochę wilgotne w środku i wietrze je i zapachu nie ma. Ale po kilku dniach w tym miejscu wełna jest sztywniejsza- powinnam już teraz wyprać czy czekać aż zacznie zalatywać mimo wietrzenia? Czy jednak zalanolinować? Bo nie robiłam tego jeszcze.
Gacie tylko na noc i cały dzień się wietrza...
spilśniona to sfilcowana tylko to takie bardziej fachowe określenie, spilśnia się celowo w trakcie produkcji
Jeśli wełna robi się sztywna w miejscu gdzie dziecko siusia to zwróciłabym uwagę czy na pewno to jest tylko powierzchowna wilgoć czy nasiąka, stawiałabym że jednak nasiąka. Jeśli tak, to po zmianie pieluszki powinno się otulacz wypłukać w czystej wodzie i wywiesić do wysuszenia. Możesz przepłukać tylko to miejsce. No i jeżeli nasiąka to przydałoby się lanolinowanie. Czasem może się zdarzyć, ze nasiąknie mocniej jednorazowo nawet jak otulacz jest zalanolinowany, a dziecko wyjątkowo dużo nasiusia/wyjątkowo długo ma pieluszkę na pupie, ale jeśli zdarza się to częściej niż jednorazowo to trzeba lanolinować.
Ekologiczne pieluszki wielorazowe z naturalnych tkanin - www.puppidiapers.com
Pieluchowy blog ekspercki.
A ja mam wełniaczki: ecodidi, kokosi i puppi. Wszystkie lanolinowałam metodą: lanolina+ szare mydło. I przez pewien czas było ok, ale później wełniaki puppi w ogóle nie chciały mi się zalanolinować. Nasiąkały, przepuszczały, a rozstać się z nimi nie chciałam. Dodatkowo w miejscu gdzie otulacz najwięcej stykał się z zesiusianym wkładem, na otulaczu zrobiły się przebarwienia (takie jaśniejsze plamy), pewnie od moczu, bo cały czas wsiąkał w otulacz.
Natomiast z wełniakami kokosi i ecodidi nie miałam żadnych problemów.
Na puppi pomogła kuracja lanolinowa UrlichNaturlich. Nawet te plamy zaczęły zanikać! Z tym, że nie trzymałam ich w kuracji całą noc, a 4 godziny (w instrukcji jest żeby trzymać 4-6h).
A co jeśli wełna jest sztywna nawet po wypraniu, też lanolinować? Boję się, że lanolina wejdzie w reakcję z tymi uwięzionymi w wełnie siuśkami i będzie jeszcze gorzej. Wielokrotne dokładne płukanie nic nie dało, wewnętrzna warstwa w newralgicznym miejscu dalej sztywna i zalatuje :/ Zęby idą i jest siuśkowa tragedia nie do ogarnięcia, aż jednorazówki poszły w ruch![]()
A sama sobie odpowiem, przynajmniej częściowo. W akcie desperacji wywaliłam zalatujący wełniak nie do wietrzenia w zacienionym kącie balkonu, jak to mam w zwyczaju, tylko na pełne słońce. Praktycznie przestał zalatywać i, żeby było weselej, zesztywnienia praktycznie zniknęły. Nie wiem, co to słońce robi z wełną, ale mam wrażenie, że rozkłada lanolinę i inne substancje na czynniki pierwsze, ponieważ ten do tej pory superszczelny i nie-do-przesikania wełniak przemókł mi po tym wietrzeniu do cna i aż prosi się o lanolinowanie.