Kwestia jest taka-moja córka Zofia (o charakterze posiadaczek tego imienia już tu kiedyś było...) impertynencko i bezczelnie olewa mnie totalnie (w przenośni i dosłownie). Za kilka dni skończy 23 miesiąc, od roku używamy wielo. Z sygnalizowaniem były fale-okresy, kiedy sygnalizowała i kiedy kompletnie nic nie mówiła. W czasie wakacji latała w majtkach z wkładką i mówiła przed kupą, że chce i po siku, że zrobiła. We wrześniu i październiku mieliśmy straszny młyn życiowy, więc ograniczaliśmy się niestety do zmian mokrej pieluchy i wysadzania przed i po spaniu i posiłkach. Za to niania twardo wysadzała (czyli od rana do 15, kiedy ja wracałam z pracy), z tym, że znając Zochę dobrze uprzedzała jej potrzeby, wysadzając ją wtedy,kiedy prawie na bank młoda mogła coś zrobić. I jakoś tak niezauważenie młoda przestała cokolwiek sygnalizować (choć kupę zawsze robi na nocnik, bo ją wysadzamy w określonych sytuacjach-jak wyżej). Od dwóch dni próbuję ją odpieluchować - lata tylko w majtkach i rajtuzach. I sika w te majtki, ma mokro i nic. Pytamy ją, czy się posiusiała, a ona "nie!". Proszę ją, żeby dotknęła rajtuz i powiedziała mi, czy ma mokro. A ta bezczelnie -"nie". Śmieszy nas to jeszcze, bo wydaje nam się, że ona tak na przekór robi, ale z drugiej strony-ile nas tak może przetrzymywać? Jestem pewna, że wie, co się dzieje, bo przecież już sygnalizowała jedno i drugie. Miała któraś z Was podobny przypadek? Co robić? Prawdę mówiąc nie daję już rady z codziennym praniem i wyeliminowanie prania pieluszek to moje marzenie nr 1 na dziś
![]()