Ja miałam komentarz mój własny - wewnętrzny

Byliśmy z Młodym u pediatry w ośrodku. Po badaniu dostaliśmy skierowanie na SOR na chirurgię - no to się wystraszyłam, Młodemu się mój nastrój chyba udzielił, bo przy wkładaniu w 2x się rozwrzeszczał, do tego żadnego lustra w okolicy, żeby sprawdzić, czy dobrze zamotana jestem (wciąż się uczę). No i idę z Młodym na sygnale, próbując go poprawiać, robiąc przy okazji chustom antyreklamę Oczywiście smoczka zapomniałam.

Nagle, w pewnym momencie... cisza. Zrobiłam jeszcze parę kroków, patrzę na dziecię - a dziecko - zamknięte oczy, główka zwisa...
"Boże!" - myślę sobie spanikowana. - "Przetrąciłam dziecku kręgosłup w chuście, bo źle zamotałam i go zabiłam!"
Myślałam, że zwariuję. Potrząsnęłam nim - a Młody mlasnął, odwrócił głowę w drugą stronę i poszedł w najlepsze spać dalej. Nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło takie bezpośrednie przejście z totalnego ryku w słodką drzemkę. Teraz mi się chce śmiać jak sobie moją panikę przypominam