KOntynuując wątek o chuscie...
Byłam dzisiaj, perwszy raz nie w kurtce chustowej,ale miałam płaszczyk .na to kółkową i Stefcia na wierzchu. A jeszcze ją osłoniłam, bo wiatr był.
Pierwszy raz w chuscie na cmentarzu. Jakak wygoda!!!!
Patrzyłam na mamy z wózkami albo z dziecmi na ręku,albo wózki zostawione wzgłuz alejek...I przypomniałam sobie te poprzednie osiem lat, kiedy i my tak robilismy. Albo wzek zostawialismy przy głównej alejce,albo dziecko na rece i kombinowanie. A z chusta-jaki luksus i wygoda!!!!
Oczywiscie, inna refleksja..
Moja prababcia lezy w tej czesci cmentarza, gdzie chowano dzieci. Co roku te kilkanascie metrów dla mnie jest coraz gorsze do przejścia...A odkad mam dzieci zawsze płacze.....i mocniej dzisiaj sciskałam i przytulalam moja Stefke i...nie wiem KOMU dziekowac za to,ze moje dzieci sa ze mną......



Odpowiedz z cytatem


















. Na cmentarzu też wąskie uliczki i z wózkiem byłoby trudno. A tak, Mała patrzyła z góry, przytulona do mnie... Chyba poczuła powagę i nastrój tego dnia... była cichutka, spokojna, to sobie patrzyła, to sobie zasypiała i spała... Tak to minął pierwszy nasz wspólny dzień Wszystkich Świętych.




) a dzisiaj na Salwatorskim w nubigo ślimaczym atelki, a teraz wróciłam z Podgórskiego - tym razem Zara Curry. I tu mama namólwiła mnie, żeby Zosię wypuścić luzem (jak pobiega, to się rozgrzeje) - co się nadenerwowałam to moje. Na cmentarz zdecydowanie dziecię w plecaku!


