Ja coraz mniej lubię... Latem doszłam do perfekcji w wiązaniu, teraz patrzę z przerażeniem na to co na nas zamotam - nim zawiążę już jesteśmy kosmicznie spoceni i zawsze znajdzie się jakiś "luz" ukryty, dociągać na warstwach moich i Franka trudno,ale dociągam jak dzika i się męczę na trasie, żeby było perfect, by po chwili wyciągnąć Małego na chodzenie.
Ale zrezygnować nie potrafię, choć Tata Żuka się zbuntował i odmówił noszenia na kurtkę, ja dalej chustuję.
Boję się, że wiosną Francik odmówi noszenia. Już teraz wyrywa się okropnie, bo woli sam na nóchach. Kto wie może to nasze ostatnie chwile w chuście...Więc wytykam jęzor zimie i wędrujemy
![]()