Bylismy na takim kursie dla rodzin wieokulturowych, jeszcze w ciazy. Na koniec ostalo sie nas cztery pary, wiec cala grupe zachustowalamTerminy wszystkie mialysmy jakos podobnie, urodzilysmy jedna po drugiej- co dzien to dziec byl, zaczynajac od mojej 17.07. Jakos pare tygodni po porodach troche mejlowalysmy, no i slowo do slowa okazalo sie, ze dzieci placzliwe i sie uspokajaja tylko na rekach (no, zadna niespodzianka). Wiec napisalam, ze jest taki wynalazek jak chusta i czyni cuda. Okazalo sie, ze chusty wszyscy maja, ale nie bardzo potrafia uzywac. Umowilysmy sie na lanczyk ktoregos dnia i powiazalam dziewczyny w kieszonki, dzieci jak neptyki posnely. No piekne to bylo.
Dzisiaj sie spotkalysmy znowy, pocwiczylysmy 2x i poszlysmy tak powiazane na spacer. Cztery sztuki! Sluchajcie samochody sie zatrzymywaly, ludzie nas zagadywali, kazdy, po prostu kazdy kto nas mijal sie usmiechal![]()
Tylko teraz sie kurcze troche boje, bo dziewczyny mnie uwazaja za co najmniej eksperta, a jednak chustonowka jestemNo, jakby co bede tu pisac i sie pytac, hmm?