Muszę się podzielić moją radością przeogromną.
Mieszkam na czwartym piętrze bez windy i ostatnimi czasy, z racji półrocznego Stasia to mąż raczej robił zakupy, albo ja, kiedy on zajmował się stadem. No i niestety... stało się.... monż wyjechał wczoraj na dwa tygodnie...Niby przyzwyczajona jestem do jego nieobecności bo często mieszka w pracy ale żeby dwa tyg ciągiem... Stresa miałam jak nie wiem...Dużo jeżdżę samochodem ale jak tu ze Stasiem? tak co 5 min wsadzać i wysadzać z tego samochodu, rozkładać mega wózek albo chustować się w 5 metrów?no i tu pojawił się mój pouchsamoróbka kiepskawa, sztruksowa, trochę twarda, wrzynająca się, rozmiar jakby niedopasowany, ale co tam( sobie myślę), musi dać radę. Pouch pod polarek i Staś do chusty, do samochodu, do chusty, do samochodu... w dwie godziny załatwiłam milion spraw, w tym wtargałam ze 20 kilo zakupów na czwarte piętro
jestem z siebie dumna! a z chusty jeszcze bardziej!stres minął, jakoś damy radę te dwa tygodnie
a teraz pędzę po laski do przedszkola...