Mój mąż długo pracuje, późno wraca do domu, głodny, zmęczony. Bierze wtedy małego a ja przygotowuję kolację. Czyta mu, pokazuje mu zabawki, nosi na rękach - po prostu się nim zajmuje. Wieczorna kąpiel to jego obowiązek/przyjemność/rytuał - ja tylko pomagam. W nocy śpi, ale w weekend to on zajmuje się nocnym przewijaniem.
Wiele razy ugryzłam się w język, by go nie pouczać, wiele razy go chwaliłam i chwalić będę![]()
Nie ma monopolu na popelnianie blędów - te same błędy mogę popełnić ja - żadne z nas nie jest nieomylne.
Wieczory (krótkie, bo Staś idzie spać) należą do taty - to on bawi, tuli i pielęgnuje, a także koi płacz (o ile nie jest to płacz z głodu)
Co do Tracy Hogg - u nas sprawiła się idealnie w pierwszych dwóch tygodniach życia i zgodnie zakwalifikowaliśmy naszego szkraba do Aniołków, ewentualnie Średniaczków. Dziecko wprowadziło Łatwy Plan, jadło co 3 godzinki, potem aktywność i zasypianie. Było przewidywalnie i fajnie. Teraz mały potrzebuje i więcej (.) i więcej być na rękach i to mu daję. Potrafi sam leżeć (CHWILĘ) na macie i z fascynacją przyglądać się zabawkom, wspaniała jest karuzelka nad łóżeczkiem - i też na dłużej potrafi zająć jego uwagę, w leżaczku potrafi leżeć i patrzeć na swoje zabawki bez wołania mnie.