Ja wczoraj postanowiłam sobie, że w ogóle przestanę tam pisać, bo po co ktoś ma mnie objeżdżać za dobre rady od serca? No ale nie wytrzymałamZamieszczone przez aggie
![]()
Wychodzę z założenia, że nie piszę dla siebie (pisałabym pamiętnik doskonałej matki, gdybym czuła taką potrzebę), i nie dla tych, które są jak ściana i nic ich nie ruszy, ale dla tych zdezorientowanych, niedoświadczonych dziewczyn, którym wszyscy wmawiają, że nie można dziecka wychowywać na rękach, że ma być nakarmione, przewinięte i morda w kubeł. Jest wiele dziewczyn, które może przeczytają, przemyślą, nawet nie napiszą nic, nie skomentują, ale wezmą do serca, może będą miały argument przeciwko swoim mamusiom, teściowym i innym "życzliwym".
Tak jak Ty, ja też popełniłam błąd na początku swojego rodzicielstwa, uwierzyłam, że dziecko można ujarzmić i dostosować do siebie. "Język niemowląt" czytałam ze łzami wzruszenia w oczach będąc jeszcze w ciąży, byłam zachwycona, już widziałam siebie obnoszącą dziecko po przyjeździe ze szpitala po domu itd. No dobra, obniosłam, pokazałam, ale po miesiącu prób, bolesnych i okupionych łzami moimi i córki machnęłam ręką i stwierdziłam, że to jakaś głupota. A ile jest dziewczyn, które wierzą, że dziecko ma leżeć i ładnie się samo bawić, samo zasypiać, nie jeść w nocy, kupę robić codziennie itd. a jak nie umie, to trzeba je tego nauczyć. Dziewczynom brakuje podstawowej wiedzy psychologicznej, jedyne źródło wiedzy o opiece nad dzieckiem, to doświadczone mamy, teściowe i ciocie, i internet. W co przeczytają, usłyszą, to wierzą. Ja jestem zdania, że własnym doświadczeniem i wiedzą trzeba się dzielić. Może ktoś skorzysta. Nie przekonam nieprzekonanych, ale może znajdzie się ktoś o otwartym umyśle, i jeśli nie uwierzy mi na słowo, to sam zacznie szukać, albo chociaż pomyśli, że można inaczej.



Odpowiedz z cytatem
Serio. Niestety tez na początku próbowałam nauczyć Małego różnych bezsensownych rzeczy. Juz pisałam o tym chyba dwa dni temu. Teraz żałuję częściowo tych początków. No i nadrabiam ile sie da 





- to śmieszne jest to, że jak zachodzą w ciążę, to trzęsą dupami nad "fasolkami" - czy lakier do paznokci, fryzjer, solarium, sałata, maliny, pasztet, podnoszenie rak do góry, czesanie się, mycie zębów nie zaszkodzi "fasolce" czy innej "dzidzi". Ba, czytałam nawet pytanie, czy robienie kupy nie zaszkodzi, bo przecież to jest parcie, i można "fasolkę" wyprzeć 










