na dwa tygodnie nad morzem wzięliśmy 4 wiązanki, mandukę i poucha. dzieć co prawda samobieżny, ale wszystko się przydało.
codziennie córka lądowała na tatusiowych plecach w manduce.
hopp nairobi codziennie robił za kocyk do rozkładania na plaży, a wieczorami razem z roskiem zamieniał się w zasłonę do okien domku.
krótki rosek służył mi jeszcze jako okrycie jednego chłodnego wieczoru.
indio z lnem i leo chodziły z przemiłą rodzinką z dwójką dzieci, którą zachustowaliśmy. indio z nimi zostało.
i tylko pouch przydał się zaledwie raz dla celów demonstracyjnych.

przypuszczam, że potrafiłabym zagospodarować także większą liczbę wiązanek.