małż wrócił niedawno cały podekscytowany, bo widział nosicielkę w tramwaju jadącym do centrum, w kolorowym pasiaku (chyba muszę go z rozpoznawania chust podszkolić, ale obstawiam inkę).

i jeszcze w środę razem widzieliśmy mamę z dwójką i jasnym mietkiem u zbiegu Narbutta i Niepodległości.

a w ogóle to stwierdzam ze smutkiem, że chustomamy w Warszawie są mało widoczne