Zaczęło się tak: ja,mąż,dzieć starszy lat 9 i młodszy 9 miesięcy.Samochód nówka na gwarancji wypakowany po brzegi,bo jedziemy na 2 tygodnie.
Miejsce akcji: zakopianka, właśnie minęliśmy Kraków.Korek nieziemski,bardzo ciepło,słońce ostro przypieka,jazda pod górę w tempie 2 km/h.Nagle zaczyna coś śmierdzieć w samochodzie,a za chwilę kłęby czarnego dymu buchają spod naszej maski.Dzieci w płacz.Starsza chce wyskoczyć z toczącego się jeszcze auta.Stoimy na lewym pasie i próbujemy przedostać się na awaryjny.Nie ma szans,bo żaden kierowca nie chce nas wpuścić!A dymu coraz więcej.W końcu jakiś odważny człowiek wyskakuje z auta na środek ulicy i zatrzymuje ruch na zakopiance,wrzeszczy na innych i toruje nam drogę na pas awaryjny.
Ewakuujemy się z samochodu i stoimy na ulicy.Ruch straszny i jeszcze te śmigające obok motocykle.
Motam mojego synka w naszą natkę.Już lepiej,bo dzieć blisko mamy,więc się uspokaja.
Czekamy na pomoc drogową.W tym czasie na pas awaryjny zjeżdża jeszcze kilka aut.Wszystkie kopcą jak nasze.Fatum jakieś czy co?
Z dzieciem w chuście i drugim spłakanym za rękę wyglądam bardzo malowniczo.Ludzie reagują serdecznie.Zwłaszcza kierowcy tirów,którzy zagadują z góry,oferują pomoc i dodają otuchy.
Przygoda kończy się po 10 godzinach od wyjazdu z domu.Tyle czasu trwało załatwienie foramlności i podstawienie auta zastępczego.
przez cały czas chusta była niezastąpiona jako nosidełko,przewijak,osłona przed słońcem ,wygodne spanko i wreszcie jako coś,co nie cuchnęło spalonymi kablami,było domowe i bliskie.Bez niej zginęłabym,albo odpadłyby mi ręce.
I jeszcze jedno.Do chusty warto dołączyć dwa sprawnie działające mamine dystrybutory mleczne,bo o podaniu czegokolwiek innego do jedzenia nie było mowy w tym całym młynie.Zrobiliśmy sobie z młodym taki dzień laktacyjny,ze do dziś mnie pokarm zalewa
Wniosek mam tylko jeden:BEZ CHUSTY NIE RUSZĘ SIĘ NIGDZIE I NIGDY DO PÓŻNEJ STAROŚCI!!!