ja wiedziałam, że za dobrze poszło na początku...
zawsze tak mam, że na początku wzystko idzie w dobrym kierunku.
dopiero później się uwsteczniam
pierwsze dwa plecaki wyszły "jak cie moge". udało sę dziecia na plecy załadować, nawet poły poprowadzić tam gdzie być powinny. luzami się nie przejmowałam, bo to początki...
a teraz
dziecie płacze wściekle i wieżga zniecierpliwione nieporadnymi mymi zabiegami.
mi się ręcę chyba skurczyły, bo nie sięgam na własne plecy, a właściwie jego plecy i nie mogę go okryć. wychodzi coś w rodzaju kieszonki bez zaciągniętych boków.
chusta zjeżdża mu do pasa, a chciałam żeby mu ręce zakrywała, a przynajmniej siedziała pod pachami
luzy oczywiście są jak były, co wobec powyższych grozi wypadnięciem obiektu.
Pocieszcie mnie plecakoekspertki, że wam też opornie szło na początku, proszę.
Czy może tylko ja taka niezdarna?
Za kilka dni jedziemy na wywczas i coś mi sie widzi, że będę po lesie z wózkiem zasuwać.
A to foty pod tytułem "miłe złego początki"
(reszty nie dało się fotogrfować)
![]()