ja oddaje nietrafione prezenty (glownie dzieciece) - do polskiej biblio albo znajomym - w zaleznosci od poziomu koszmarkowatosci i takich tam. mniej ciekawe kryminaly i czytadla - do charity; dzieciece po angielsku - do szkoly/przedszkola. tyle, ze ja lubie wracac do lubianych rzeczy - wiec czasem jak mam napady, to potrafie w kolko czytac cos co juz znam. czytnik mam, nie lubie. chlopaki ksiazki kochaja, wracaja nawet do tych, co myslalam, ze juz nie beda - zwlaszcza jak to sa polskie to sie ciesze dodatkowo. raczej z nimi konsultuje wynoszenie - a tu idzie ciezko, aj ciezkoale juz sie nauczylam, ze potem jest 'a pamietasz mamo, tu stala taka ksiazko o... i jakos nie moge jej znalezc...'
z biblioteka sie nie lubie za bardzo - polska jest, pozyczam klasyke glownie, historyczych troche, troche jest nowosci. ale zaopatrzona w te ostatnbie tak sobie; dzieciecych ma kilka polek, glownie starocie - na byle jakim papierze, byle jakim drukiem cudenka np. z il. Wilkonia. i troche wspolczesnych koszmarkow - jak cos chce dzieciom przeczytac to trzeba kupic i miec. angielska - OK, ale kazde wyjscie konczylo sie - mamo, to nam kup, to tez, bo lubimy i jeszcze to... a dla siebie pozyczac nie lubie - jak ja akurat potrzebuje trzeci tom Nessera a jest tylko 5 i 8 to co mam zrobic? wole w charity wypatrzec za funta i mieci trzeba czytac, bo termin goni, pamietac o oddawaniu - jakos nie lubie.



Odpowiedz z cytatem