
Zamieszczone przez
jul
Moi jak dostają więcej na raz, to większością się nie interesują i trudno je potem wprowadzić "do obiegu".
Czyli z tym zajączkiem trochę jak myślałam - rodzice kupują z potrzeby ofiarowywani, a dzieci się przyzwyczajają, że dostają, a potem i inne dzieci też chcą, więc ostatecznie wszyscy mają prezenty i coraz większe. Trochę taka samonakrecajaca się spirala prezentowa podsycana przez marketingowcow, jaką widać np przy Mikołajkach (w moim dzieciństwie głównie słodycze albo drobiazg, teraz jak obserwuję to już mało kto się tak ogranicza, u nas zazwyczaj książka i gra/puzzle i jak porównuję dp znajomych to wydaje mi się skromnie) czy komuniach (kiedys zegarek albo wypasnie rower, u mnie glownie to były książeczki gł religijne dla dzieci i dewocjonalia, teraz ponoć rower to takie minimum). Bez urazy, dziewczyny, taka obserwacja, bo sama widzę, że nie raz się wkrecam, a mąż mnie hamuje - no i obserwacja, że bardziej cieszą prezenty - zwl książki - dawkowane, a nie deszcz prezentów.