Nie czytałam. Szczerze mówiąc niczego nie czytałam. W ciąży miałam jakąś alergie na wszystkie teorie o dzieciach, nawet szkoły rodzenia uniknęłam. Miałam taki pomysł, że pójdę urodzę, zapampresuję i włożę do wózka, a dalej wszystko na wyczucie. I tak zrobiłam. Tylko to wyczucie czy też moje jajko-mądrzejsze-od-kury, zażyczyło sobie noszenia-to noszę, zaprotestowało przeciw pampersom-to kupiłam wielo. Dopiero po fakcie (tak jak z imieniem haha) doczytuje pomału co, jak i dlaczego.
Eksperyment przekonujący. Z praktyki wiem jeszcze jedno: wynoszony, wycałowany, wypieszczony chętnie pobawi się sam. Jeśli wie, że na każde zawołanie przyjdę nie boi się zostać sam na macie czy w łóżeczku. To chyba z rodzicielstwa bliskości: wytulone dzieci są odważniejsze, ufniejsze w stosunku do świata. Natomiast moja mama ciągle nie może zrozumieć, że ja tak sobie daję wejść na głowę. Z kolei ja nie rozumiem z perspektywy parząc jak ona wychowała naszą czwórkę bez chusty.