Chustę mam LL - za długą jak na moje gabaryty, ale to już drugoplanowy problem. Mniej drugoplanowy jest taki, że nie jest złamana, więc wiąże mi się ciężko, wprawy nie mam żadnej. Kupiłam prześcieradłówę, dlatego, że zupełnie inna, miękka, cienka i przewiewna. Jakoś wiążę swoje niewielkie jeszcze (niespełna dwa miesiące) dziecko. Nie wiem, czy idealnie, ale widzę, że z każdym wiązaniem lepiej.
Jednak dzieciątko waży już prawie 6 kg, więc zdaję sobie sprawę, że z prześcieradłówy (tkanej splotem prostym) niedługo trzeba będzie zrezygnować i przeprosić się z LL.
No więc dziś (jako, że moje dziecko chyba z racji pogody a może z racji takiej, że od kilku dni jest noszone - jest spokojne i dużo śpiące) próbowałam przełamać najpierw siebie do prawdziwej chusty tkanej splotem skośnokrzyżowym. Wiązania nie pokażę, bo nie mam jak cyknąć fotki, mężo w pracy jak wróci to pewnie będzie rozwiązane.
Jakie problemy napotkałam:
1. Ciężko mi się dociąga górną krawędź. Trochę lepiej się dociągnęła kiedy podniosłam z tyłu oba skrzyżowane pasy i powierciłam się trochę, ale nadal odstaje toto.
2. Rączki dziecka początkowo były w górze, teraz są opuszczone w dół - pewnie za słabo dociągnięta, prawda?
3. Jako że chusta jest za długa nie mogę jej jak Bóg przykazał zawiązać z tyłu, bo majta mi się ogon po podłodze (jak wyjdę na spacer to po chodniku, niestety) - czy mogę skrzyżować z tyłu, poprowadzić do przodu i związać z przodu?
4. Dziecko śpiąc kładzie główkę na boku, kręgosłup wygina się również na bok - nie powinno tak być, prawda? Znów za słabo dociągnięte?
Ogólnie odnoszę wrażenie, że dziecko jest mocno dociągnięte - może to tylko złudne wrażenie nowicjusza, bo fakty mówią same za siebie.