Iza, a czemu tak emocjonalnie, ironicznie ??? Rany... to nie mogę już o nic zapytać ???
W ten sposób bez sensu byłoby pisać cokolwiek, publikować cokolwiek, w ogóle nie byłoby dyskusji w świecie nauki... Na tym polega właśnie praca naukowa, że się docieka, docieka, do bólu czasem, aż się dojdzie do rozwiązania, albo sie stwierdzi, że się tego rozwiązać nie da, ze operujemy tylko przypuszczeniami, hipotezami. To nie jest tak, że tytuły profesorskie to jest to, co mnie przekonuje, o, żebys wiedziała, ile bzdur potrafią napisac panowie z 400-ma publikacjami na koncie
i "noblami matematycznymi" (raz znalazłam lukę w takim artykule, niejednemu doktorantowi zdarzyło się to, co mi).
Wiem, że jestem trudną chustouczennicą, bo jestem z natury dociekliwa. Ale prosze o wyrozumiałość kurcze no, mam nadzieję, ze z takimi uczniami też podejmujesz dyskusję, mimo wszystko, uczniów sie ma takich, jakich się ma, ana forum też. I ze wszystkimi trzeba rozmiawiać. "Wszystkie dzieci nasze są", te trudniejsze też...
I nie chcę być spuszczana tekstem: "Idź na fizjoterapię, to się wszystkiego dowiesz". Od czego są doradcy...??? Ja wymagam profesjonalizmu, a w skład niego wchodzi również umiejętność wsparcia, uspokojenia, realnej pomocy, cierpliwości do pytań (!!!), a czasem też stwierdzenia: "nie wiem, muszę doczytać...".
Mnie osobiście przekonuje to, co napisałaś w pierwszym poście, chciałam sie tylko dowiedzieć, czy są jakieś publikacje na ten temat, badania. Bo chyba skądś te 90 stopni się wzięło i te 110 stopni też... To nie są liczby wzięte "z powietrza", prawda? Czy się mylę? Ktoś jakieś modele, symulacje chyba robił, nie? Wiem, że profesjonalne chustonoszenie to młoda dziedzina, może być mało literatury, ale chyba coś wiadomo na ten temat...?
Z tym kątomierzem to fakt, sprawdziłamwtedy, ze nie jest to 110 stopni, wybacz, ale z racji bycia matematykiem mam torche inna optykę patrzenia. Bo te 110 stopni to jest bardzo mocne stwiedzenie, za mocne dla mnie, takie postawienie granicy. Mnie to razi. ClauWi tak uczy, wiem, dlatego pytam o źródła. Bardziej mi sie trafne wydaje stwierdzenie: kolanka na wysokości pępka, przecież kazdy ma pępek na innej wysokosci, a wtedy pozycja (mimo innego kąta zgięcia) u kazdego powinna byc w miarę ok.
Pytam, bo noszę moje dziecko w plecaczku, ostatnio regularnie, różnie nam idzie z dociąganiem, różnie nam idzie z pozycją nóżek, widzę swoje błędy w wiązaniach i kurcze, zastanawiam się, czy skoro nie potrafię idealnie zawiązać plecaczka,albo luzuje się on i nózki wiszą nie tak jak trzeba, to co mam robić...? Mam nie nosić? Nosić lalkę, a jak się nauczę wiązać idealnie, to zacząć nosic dziecko ? wyrosnąć zdąży...
edit: a z drugiej strony chustonoszenie jest stare jak świat, wątpię czy afrykanki czy indianki zaprzątały sobie głowy idealną pozycją dziecka w chuście... co mnie uspokaja osobiście i przekonuje do noszeniamimo moich niedoskonałych wiązań. Ale teraz jest trend na opracowanie podstaw naukowych tego, co przez lata robiło się intuicyjnie, ja pytam więc o te podstawy...
edit 2: Niejedna z nas tutaj drży o swoje, gdy czuje i widzi, że luzuje jej się wiązanie i nie moze go poprawić (bo ma je pod kurtką, w środku spaceru, w tramwaju, do domu daleko). Napięcia mięśniowe i takie tam, o których czytamy,potegują ten strach. Ale jakoś coraz bardziej mam przekonanie (oparte wyłącznie na wieloletnim doświadczeniu afrykanek, indianek), że wystarczy mieć MNIEJ WIĘCEJ dobrą pozycję dziecka w chuście i MNIEJ WIĘCEJ dobre dociągnięcie. I że się tym nie zrobić krzywdy dziecku.