Chyba zbliża się koniec mojego noszenia...
I to wielkimi krokami... :cryy:
Majonez waży już 9 kilo i noszenie sprawia mi coraz większy problem. Pierwsze 20 minut jest OK, ale dłuższy spacer ze śpiącą w chuście kluską to mordęga - czuję palący ból w okolicach łopatek, jak jeszcze pochodzę to drętwieją mi łapki... Dodam, że niestety jest to niezależne od wiązania, najpierw myślałam że dzieje się tak tylko w kieszonce (bo jest większe obciążenie na górnej części pleców), ale od niedawna to samo jest w 2X... Na plecy planuję się przerzucić jak się już cieplej zrobi, teraz jakoś nie mam zaufania do zimowego noszenia na plecach (z resztą po dłuższym czasie też już wymiękam).
Motyla noga i kurcze pióro, no! Ja nie chcę przestać nosić! :frown
Problemy z kręgosłupem mam od zawsze, ale myślałam że chociaż do 12-13 kg uda mi się udźwignąć... :cryy::cryy::cryy:
A może jakaś chusta inna? Jakiś len, konopie albo cuś? Teraz noszę w wełnianym pasiaczku Nati, ale w sumie jak była u mnie testowa Zara, to było mi jakoś wygodniej :confused: Ona taka czepliwa była i mniej pracowała przy noszeniu. Może to o to chodzi? Dziś spróbuję wyjść w Grecji, bo dawno jej nie używałam poza domem, i zobaczymy czy będzie lepiej.