Czyli, że się za bardzo certolę :ninja: ? Możliwe bo ja zwykle strasznie ambicjonalnie do wszystkiego podchodzę i chciałabym mieć wszystko perfekcyjnie :twisted:
Wersja do druku
Czyli, że się za bardzo certolę :ninja: ? Możliwe bo ja zwykle strasznie ambicjonalnie do wszystkiego podchodzę i chciałabym mieć wszystko perfekcyjnie :twisted:
imo patrząc na ostatnie wiązanie to z tmi pręgami już przesadzasz. jest ok, jakby dziecku bło niewygodnie to z pewnością dałby znać ;)
Eesti...ale mi do techniki wrapyouinlove brakuje wiele:)
ja zarzucam z biodra ale takim prowizorycznym tobołkiem materiał jest pod pupą, podrzucam córkę na plecach jeszcze ze 3 razy żeby wylądowała tam gdzie trzeba i wtedy dociągam. Z samolotem muszę spróbować bo chyba precyzyjniej można dziecko usadzić.
Idrilla,rozumiem Cie doskonale, moje nosidło juz sie szyje i bedzie czekało sobie spokojnie az córka usiądzie i podrosnie. Do tego czasu pozostaje nam PP. chciałabym bardzo sie nauczyć bo pomimo,ze ja uwielbiam kieszonkę to mój brzuch raczej ma odmienne zdanie tym bardziej ze miesiac temu miałam operacje. Eh.
Ja na początku Młodego (2m.) też wrzucałam z biodra, bo trochę bałam się samolotem, skoro nie trzymał jeszcze główki. Ale samolocik :wink: jest lepszy, bo dziecko od razu na starcie jest wyżej umiejscowione na plecach i chusta się tak nie plącze, jak wtedy gdy się przesuwa malucha z biodra.
Podczytuje i podpytam. Moja 5 miesięczna (nie siedząca) córa odpycha się rączkami, wierzga i prostuje nóżki już od etapu tobolka, więc raz na 5 prób coś z tego pp wychodzi. Macie jakieś pomysły jak ją "spacyfikować" na czas motanis? Po zamotaniu jest chwila protestów, a potem idzie spać. Protesty przy motaniu są prawie zawsze nie zależnie od wiązania, ale przy pp najbardziej mi utrudniają zadanie, z przodu łatwiej nad nią zapanować :(
U nas też często są pręgi na szyjce po plecaku, nie zawsze, jak poprzedniczka - nie przywiàzuję do tego takiej wagi. A tak zapytam - ty nie masz na ciele odcisków po majtkach, skarpetkach, staniku, szwach dżinsów? Bo ja mam, trzymajà się dość długo, a bôlu ani dyskomfortu mi nie sprawiają ;-)
A wierzga tylko w trakcie robienia tobolka i wrzucania, czy potem, w trakcie wiązania, też? Jeśli to pierwsze, to może pomoc zmiana sposobu wrzucania, jeśli drugie, pozostaje tylko opanowywać... Spróbuj dać coß miękkiego do lapek, źeby się zajęła, pobujaj w tobolku zanim wrzucisz, może to polubi, wiąż przed lustrem, żeby się widziała... Czasem coś z tego może zadziałać.
W trakcie wiązania też wierzga i prostuje plecki :( bujam chwilę w tobolku i to ją trochę uspokaja, ale jak tobołek podociągam i wrzucę go na ramię/plecy to zdecydowanie protestuje... boję się że mi wyjedzie, bo jak zrobi wyprost nóżek to chusty pod pupą praktycznie nie ma... wiążę z jedną połą między nogami i jedną ręką na małej. Spróbuję z zabawką i lustrem.
Zabawka może pomóc, ale nie koniecznie ;-) Trzeba się uzbroić w cierpliwość i jakoś przetrwać ten etap. Mojego było ciężko motać tak do ok. roku. Dopiero później już siedział spokojnie i dał się wiązać. A zobaczycie jak będzie pięknie jak dziecko Wam samo przytarga chustę, żebyście je zawiązały :-)
Ja też wiązałam z ręką na dziecku, żeby mi tobołka nie rozwalił.
Wykończy mnie ten plecak :p Choćbym sobie Grzesia na czubek głowy wrzuciła to i tak przy wkładaniu chusty między nas zjeżdża mi i jest za nisko a po jakimś czasie od zawiązania osiada w chuście i wisi na dołach podkolanowych. Zastanawiam się czy to też nie od tego, że młody "wstaje w chuście" i za każdym razem obniża się pupa...
Może spróbuj plecaka z krzyżem?
Ale to chyba muszę poczekać aż usiądzie?
Ale przy plecaku z krzyżem to dziecko jest chyba niżej, niz w prostym? :hmm:
Mnie się w ogóle te wiązania z krzyżem jakoś nie podobają...właśnie wydają mi się takie niskie i główka taka "osaczona" połami. Już widzę radość Grześka...
Idrilla, ale jeśli wrzucasz z tobołka to nie trzeba dawać chusty pomiędzy was. Jeśli zrobi się dobry tobołek (i dzieć go nie zepsuje) to jego pozycja jest prawidłowa i trzeba tylko dociągnąć chustę. Wydaje mi się, że za słabo dociągasz górę i środek chusty, albo za mocno dół.
Rzecz w tym, że dzieć nie znosi tobołka i właśnie go rozwala zaraz po wrzucie na plecy bo prostuje nogi... Ale już odkryłam na youtube jak złapać krawędź dolną żeby wsadzić między nas, wypróboję jutro. Skłaniam się ku temu, że za słabo dociągam środek właśnie i tą nieszczęsną górę bo młody odpycha się po zawiązaniu i luzuje wszystko. Eh...byle do grudnia to umówię się w końcu z doradcą bo tak to będziemy się bujać kolejne 3 miesiące z nauką :p
Ja czasem tez mam problem z tobolkiem, musze sie nauczyc innego sposobu wrzucania. Maly w trakcie tobolkowania sie wykreca na bok, albo prostuje nogi, a ja czasem nie mam cierpliwosci :(. Szczegolnie jak jestem chora :(
Ja się tak męczyłam do momentu, aż dzieciak usiadł. Jak mógł już mieć wyjęte ręce to problemy się skończyły. Właściwie nie wiążę ze schowanymi, nie pozwoli mi. Jak zdarzało się, że zasnął, to musiałam poprawiać wiązanie, żeby schować ręce. Na szczęście teraz raczej nie zdarza mu się spać w chuście. Myślę, że u Was może być podobnie. Może dzieci nie lubią mieć łapek schowanych :-)
Plecaka z krzyżem doradczyni uczyła mnie, gdy starszak miał 6m. Z tego właśnie powodu, ze jest taki zabudowany i stabilny, nadaje się dla maluszków.
Chodzi mi o to, że skoro nie odpowiada Ci plecak prosty, poszukaj wiązania, które bardziej Wam będzie pasować. Choć wg mnie Twój plecak jest ok, a Ty za dużo myślisz i kombinujesz... :wink:
Tak...byłam dziś na spotkaniu w Klubie Kangura i usłyszałam to samo, że za dużo się czepiam bo ogólnie jest fajnie. Okazało się tylko, że sposób dociągania miałam beznadziejny. Jak mi dziewczyny pokazały jak to dopiero poczułam co to dociągnięta chusta :duh: No i kwestia zbierania tobołka, wzdłuż ciała i do brody a nie na środku przy pępku ;) Mogę odetchnąć w końcu bo upewniłam się, że nie kaleczę Grześka swoim motaniem. :)