ja używałam ostatnio swetra ciążowego. Fajny też jest sweter z dekoltem carmen, bo ten duży golf jest dla dziecka dodatkowym otulaczem:)
Wersja do druku
a ja z noszeniem w chuście przy takich pogodach jak ostatnio mam jeden problem: buzia dziecka. Mam kurtkę 3 w 1 (nota bene ciut za dużą więc i tak kombinuję ze swoją) i polar i od szyi w dół jest ok - bodziak +sweterek lub polarek, rajstopki, na to rajstopki frotte, i na to wszystko chusta, mój polar i kurtka więc myślę, że ciepło. Na głowie czapka i kapturek od polarka. Ale buzia... Oliwka nie lubi chować buzi, wręcz ją wyciąga żeby więcej widzieć i strasznie się wkurza jak próbuję ją np. szalikiem omotać. Tak czy siak wczoraj ze spacerku wróciła z czerwonym nochalkiem i polikami. W ogóle póki nie uśnie to się wierci, próbuje podskakiwać i wykręcać, a już jak słyszy dzieci gdzieś wokół... Pomijam już komentarze, że dziecko buzie odmrozi:omg:
w tamtym roku chustowanie zimą to był pikuś - młodą wiązałam tak jak była po domu, na to duża kurtka (zwykła, nie do noszenia), czapa, szaliczek, krem na buzię i z głowy. Ale teraz z chodzącym szkrabem...... zanim się ubrałyśmy minęło z 20 min., mała wkurzona. Motanie chusty na kurtkę i na młodej kombinezon to jakiś koszmar - opoci się człowiek, a i tak niepodociągane. Dlatego przerzucamy się na nosidło - o niebo wygodniej i łatwiej. Ale i tak to ubieranie do wyjścia mnie dobija. No ale to problem niekoniecznie chustowy ale w ogóle wyjściowy w zimie:)
potwierdzam, a taaaaką ładną chustę z wełną sobie kupiłam:( no i nosić mi ją zostaje tylko w weekendy. nie daje rady bo jestem mokra jak szczur! no i póki mróz nie odpuści to innego wyjścia jak Manduca nie widzę:( ale u mnie sekwencja zdarzeń trochę dłuższa jest: odbieram starszaka z przedszkola, idziemy po młodszego do żłobka (nawiasem mówiąc zanim starszego ubiorę to już ze mnie cieknie...), w żłobku zdejmuje starszemu rękawiczki i czapę, rozpinam zamek, ubieram młodszego - trochę to trwa (w tym czasie biegam na korytarz sprawdzić czy starszy się nie oddalił gdzieś - nie chce ze mną wejść do szatni bo ogląda piękną i wielką, kolorową choinkę w holu). no dobra, młody już w manduce to polar i kurtka na mnie - szukam gdzieś pod dzieckiem suwaka:ninja: jak mi się w końcu uda dopiąć to wracam na klęczki żeby te rękawiczki i czapę starszemu ubrać i zapiąć kurtkę. dobra, ubrany to w jedną rękę sanki, w drugą pościel z przedszkola (tak, tak - zasikaną mam ze 4x w tygodniu...) i wychodzimy. starszy zajmuje miejsce strategiczne, "psikryj mi nóźki kocikiem zieby nie źmajźły", no to ja znów na kolanach, to już potem ledwo wstaje - młodszy w ciepełku się zaśmiewa do rozpuku od tych moich wygibasów. mam wrażenie że ludzie wokół mi wspólczują:twisted:
ruszamy, no i jest bosko - dzieci szczęśliwe, ja mokra jak szczur i co ciekawe nadal uważam że to lepsze rozwiązanie niż wózek:p
jako nowa fanka noszenia dzieci w chuscie musze zadac pytanie, bo czuje ze robie cos zle :)
prawie od urodzenia nosilam swoje dziecie w chuscie, chlopak oczywiscie bardzo to lubi. ale nie ukrywam, ze ostatnie miesiace przerzucilam sie na wozek. Do chusty wrocilam natychmiast jak spadl snieg :)
co zrobilam? przy chyba -10 wlozylam Mlodego w cieply kombinezon, na siebie zalozylam kurtke i zapielam ja i dopiero na to chuste. czemu? bardzo latwo u mnie o byle przeziebienie, zakladajac chlopaka pod nia, nie mialabym jak sie zapiac. kurtki od meza nie wezme, poniewaz tez sie nie dopne (problemem jest moj spory biust w porownaniu do figury..kupienie dla mnie bluzki graniczy z cudem). tego samego dnia jak wyszlam na spacer zobaczylam inna chustomame, ktora podobnie rozwiazala problem jak ja. no ale tutaj czytam o zupelnie innej metodzie.
no i pytanie: czy noszenie dziecka "na zewnatrz" jest czyms zlym? Wydaje mi sie, ze jego nogi sa dobrze ulozone. Jemu sie bardzo podoba taki system, mi zreszta tez.
Oczywiscie rozwiazniem jest kurtka dla dwojga, ale na to chwilowo kompletnie mnie nie stac.
dziekuje za rady i uwagi. nie chce zrobic mu krzywdy, a nie wyobrazam sobie nie chodzenia na spacer, bo akurat spadlo troche wiecej sniegu.
Dodam, ze chlopak ma 5,5m i wazy ponad 8kg (duzy, duzy :) :)
jak przeczytałam tytuł wątku to mnie naszło: wczoraj jak za dawnych czasów postanowiłam udać sie na zakupy z młoda w MT - ubrałam siebie w puchówkę, młoda w puchówkę złożyłam mt , W PRZELOCIE STWIERDZIŁAM, ZE WYGLADAM JAK CZŁOWIEK mICHELIN, zazuciłam dziecia na plecy i...... okazało się ze w takiej garderobie MT siega młodej raptem do połowy kręgołupa a poza tym dusi sie w mojej kurtce ...
lubie nosic
nie lubię zimy
Można nosić i na ubranie i pod, byle by zawiązać dobrze. Ja osobiście wolę nosić pod ciuchy, bo wtedy nie muszę tak grubo ubierać dziecka (a mało które dziecko lubi ubieranie...). Poza tym noszę na brzuchu więc nie muszę żadnej specjalnej kurtki mieć (wystarczy szeroka zwykła kurta). Ale jak wkładam na plecy to na ubranie i tyle - tylko dziecko musi być wtedy grubo ubrane i chusta dłuższa...
Ja na razie noszę małą z przodu pod kurtką -ma dopiero 3 miesiące i w mojej cieplej kurtce jeszcze się zapniemy (chociaż marzy mi się taka kurtka la dwojga).
Może tę zimę jakoś przetrzymamy (zależy od tempa wzrostu mojego dzidziuśka), ale następną będę musiała wypróbować sposób wcześniej opisany -wiązać na kurtkę.
Swoją drogą widziałam na allegro osłonki wykonane z polaru, np.: http://allegro.pl/pentelka-oslonka-d...350382310.html
Zastanawiam się nad zakupem. Wygląda ciepło i cena przystępna.
Czy któraś z Was próbowała w tym nosić swoje pociechy? Nadaje się na zimę, czy raczej jest to wiosenno -jesienne okrycie?
Ja poszłam raz z wózkiem w śnieg i już tego nie zrobię. Napoci się człowiek, dziecko wytrzepie i tylko nerwy zamiast relaksującego spaceru. W chuście ostatnio poszłam z rozpiętą kurtką. Julka była naubierana w wełnę od stóp do głów. Ona nie zmarzła ale ja owszem bo wszędzie mi zawiewało w środku. Na wynalazki dla dwojga nie chcę jakoś wydawać kasy, więc dziś sobie uszyłam wstawkę do kurtki z podwójnego polara i zobaczymy jak nam jutro pójdzie :). Poza tym ciężko się chodzi po śniegu. Mam na myśli więcej stresu niż wysiłku fizycznego, bo ja się ciągle boję, że się gdzieś pośliznę i wygrzmocę. Chyba rozważę kupno raków.
my używamy na spacery już tylko nosdiła Tuli, bo Kuba zbyt często chce chodzić. Ja zakładam go na kurtke, ale pod kurtkę ubieram sie nie za ciepło. A Młody ma kombinezon za duży o wieeele, wiec nogawki odwijam i pod kombinezon na rajstopy getry. On jest zachwycony jak siedzi na moich plecach i moze wszystko "z góry" oglądać. I jak tylko zobaczy coś ciekawego krzyczy "wstać!" - i wtedy trzeba go zdjąć, a za chwilę znowu na plecy.
Jeden minus, to brudne buty... ale kurtkę mogę w pralce uprać, więc trudno się mówi :)
Ja czekam niecierpliwie na polar dla dwojga, bo głównym problemem jak chodzimy zapięte w dużą kurtkę jest moja goła szyja. Pewnie mogłabym ubierać golf, ale przed wyjściem jest zawsze małe zamieszanko i kończy się na tym, że motam się górą w jakąś apaszkę, która mnie cały czas denerwuje i się przesuwa. Jak już będę miała polar, to mam nadzieję, że wystarczy mi kurtka zarzucona na plecy, bo w brzuchy grzejemy się cudnie. Mam trochę dylemat jeżeli chodzi o Mani nóżki. Jest maleńka, więc getry i takie tam podobne wynalazki to chyba jeszcze nie wchodzą w grę. Na razie na śpiochy dostaje skarpety frotte i całość ląduje w pajacu misiowo-polarowym który oczywiście ma też stopki. Po powrocie z zasp jest cieplutka ale nie mokra - to chyba dobrze :) Liczę się z tym, że czasem trzeba popełnić jakiś błąd, żeby nauczyć się co jest dobre.
ja uwielbiam nosic w zimie, ubieram swoją kurtkę i dzieiaka w ciepły kombinezon i mt fajnie się prawdza, nie potrzebujemy kurtek dla dwojga ;)
Tak się zastanawiam...
Sytuacja wygląda następująco: mam w okolicy dwójkę Dzieciaczków w podobnym wieku, co moja Młodsza. No i oba Dzieciaczki wózkowe. Moja raczej chustowa.
Tamte Dzieciaczki w wózkach na spacerach spędzają nawet i po 2-3 godziny. Z tym, że wózki często ofoliowane, Dzieciaki zakryte tak, że buźki im ledwo widać.
Moja Mała tyle zimą w chuście nie wytrzymuje - wystawia łepek, chce się rozglądać - i ile bym kremu nie nałożyła po jakimś czasie marznie Jej buzia, oczy łzawią i pora wracać do domu. Spacerujemy więc mniej od nich (tak max około godziny). Na dodatek dla nas już -5 (a czasem i mniej jak jest wiatr lub pada śnieg) stanowi barierę - Małej zimno w buzię i życzy sobie bardzo szybko wracać do domu.
No i mam trochę wyrzuty sumienia, że moje Dziecko nie jest aż tak przewietrzone jak tamte Dzieci.
Ale próbuję się pocieszać tym, że nasz spacer jest "jakościowo" lepszy - no bo Panniczka jest odkryta, może się rozglądać, ma pełen dostęp do świeżego powierza i summa summarum więcej korzysta na tym naszym łażeniu.
Racja to?
Ja myślę że po prostu te spacery są inne.
To tak jakby porównywać lody i bigos :D
Też mam takie dylematy. I wychodzi mi tak:
Spacer w chuście z założenia jest krótszy, aktywniejszy. Często służy małym zakupom, załatwianiu różnych spraw. Wymagania - brak wiatru, ogólnie wymagana nienajgorsza pogoda.
Spacer w wózku - dłuższy, często z drzemką, może być "międzylądowanie" w kawiarni. Może lać i wiać - okutane dziecko lepiej śpi. Ale nie używam folii - kojarzy mi się z sadzonkami pomidorów, takimi pod uparowaną folią.
dzis tak ślisko ze wyciągnełam wózek...ale było zdziwienie na buziuni- o'lala ;)...ale podobalo jej sie...tylko nie w sklepie- za goraco w kombinezonie :( i był płacz...
Poważnie 2-3 godziny chodzą w tej temperaturze z wózkami??? Wprawdzie moja kariera wózkowa była krótka i to było dawno, ale w życiu bym tyle nie wytrzymała przy -5. Brrr.
Właśnie ostatnio widziałam głęboki wózek okryty folią (nie w czasie deszczu, tylko przy lekkim mrozie) i zastanawiałam się, czy do dziecka w środku w ogóle dochodzi powietrze z zewnątrz.
Zeszłej zimy, kiedy młody miał pół roku, chodziliśmy na spacery tylko w chuście (1- 2 godziny) Wózek wzięłam kilka razy, kiedy było - 15 stopni i strasznie wiało.
Cóż, jak wózek szczelnie owinięty folią to taki spacer nic nie daje. Skłaniam się raczej ku temu, że w chuście bardziej dziecko korzysta z powietrza.
Co do czasu - sama wytrzymuję około godziny na spacerze i zmykam do domu.
Ja się mogę wywnętrzyć, bo od pierwszych śniegów śmigałam z wózkiem - ślisko było, bałam się wywrócić z Młodym, nie miałam dużej kurtki. Szlag mnie trafiał przy aktualnych standardach odświeżania, ale zasuwaliśmy prawie codziennie.
Dziś się oficjalnie zbuntowałam, wyciągnęłam starą kurtkę męża z dna szafy i jakoś poszło. Szkoda tylko że poszło prosto do lekarza, bo Młody zapracował jakimś cudem na zapalenie uszka. Ale już zaczynam się rozglądać za polarem dla dwojga, o! Niebo a ziemia, powiadam. W wózku Misiek leżał nieruchomo, łapki w kombinezonie sterczały mu na boki, minę miał zdziwioną i taką bardziej smutną.
Zamierzam zakładać mu bluzę polarkową z kapturem i czapkę uszankę i mam nadzieję, że będziemy mogli spacerować spokojnie, zostawiając wózek na naprawdę śliskie dni.
Ja w wózku małej nie woziłam, pewnie nawet by nie było szans, w chuście wytrzymuję z godzinkę, może nie tyle ze względu na pogodę, co ze względu na wagę, dłużej nie daję rady.
Ale jak widzę wózek z dzieckiem nie dość, że owinięty folią, to jeszcze okryte kocem tak, że czubek głowy tylko widać, to się zastanawiam, po co wogóle taki spacer.
ii, bo to jest kwestia wprawy, my od trzech lat bezwozkowi, aktualnie dzieci szt 2, lazimy w kazda pogode, w - 15 tez, w domu mlodszy od urodzenia spi wylacznie w chuscie (ze starszym bratem-wariatem (3 latkiem) nie da sie inaczej
kombinezony posprzedawalam, ubieram w pajaca, getry i kurtke welurową, motam sie pod swoja rozpieta kurtka, mlody nawte bez rekawiczek chodzi, a lapki ma cieple bo w chuscie schowane. buty na najwieksze slizgawice ma takie, z ebym ich nei zamienila na inne - trapery (bez ocieplania a cieple, jakim cudem - nie wiem), na gumowej porzadnej podeszwie, chocby sie czlek chcial slizgac to sie nie da
Jasiek np. nie lubijak mu wieje w buzie, więc przy wietrze i dużym mrozie chusta odpada. Wózka też używamy, ale folie nakładam tylko wtedy jak mega sypie śnieg, albo leje jak z cebra
a moje dzieciaki od zawsze lubily jak im wialo albo padalo na twarz, serio, serio :)
Moja córcia pół roczna też nie lubi jak jej wieje ale wtedy chowa się w dekolt i zasypia:) Ja też nie przepadam za zawiewającym śniegiem czy deszczem i po prostu biorę parasol ze sobą i osłaniam nas - bo czasami nawet kurtka dla dwojga nie daje rady. Spokojnie spacerujemy sobie 2 godziny, a wózek od lata kurzy się na strychu.
Ma porównanie, bo starsza wózkowa, młodszy chustowy. Weronika długo spała tylko w wózku, więc spacer trwał często 2-3h. Nigdy nie zakrywałam twarzy (zresztą do snu ssała palce - nawet na mrozie), folie tylko w ulewę lub śnieżycę.
Teraz chodzę z dwójką, nie wyobrażam sobie pchania wózka, szczególnie przy tegorocznych opadach. Wojtek zasadniczo spacer przesypia wtulony, ale też nie lubi silnego wiatru. Spacer trwa jednorazowo do 2h. Krócej niż 1h mi się nie opłaca wychodzić, bo ubieramy się ponad 1/2h!!! Poza tym Weronika nie wytrzyma dłuższego chodzenia i zabawy na śniegu. Za to teraz częściej wychodzę dwukrotnie - po południu z mężem.
Konkludując moje spacery wtedy i teraz są zupełnie różne. Generalnie współczuję tylko sobie i innym przebijania się przez zaspy.
Ja tak jak Besia. Jak bardzo wieje to biore parasol i oslaniam. Na nogi glany zeby nie wyrznac orla i jazda srednio kolo 2 godz po lesie i lakach.
Nie wyobrazam sobie spacerow z wozkiem w taka pogode.
A jak osłaniacie od wiatru dziecko w plecaczku? Moje bardzo wiatru nie lubi
ja nosze teraz raczej z przodu bo mimo wszystko boje sie, ze zalicze glebe a poza tym Golum to mistrzyni przekrecania i sciagania czapki wiec wole miec na oku
dla mnie takie ofoliowanie wózka to jakiś dziwny nawyk... lepiej chyba zostać w domu i otworzyć okno! Folia jest od deszczu/śniegu a nie mrozu.
Przyznam ze nie wyobrażam sobie przy takim mrozie 2-3 godzinnych spacerów!
ja bym się folią nie martwił bo imo ona przepuszcza powietrze.
Jeśli chodzi o jakość spacerów w chuście i w wózku to sama próba porównywania jest wręcz bezczelna ;). To trochę tak jakby porównać aktorstwo Mroczka i Gajosa. Dziecko zafoliowane w wózku jedzie jak w trumnie - a wy wolicie wycieczki na piechotę, na rowerze, w autobusie czy w pudle albo bagażniku?
no i mucha podsumował cały wywód :)
Ponieważ ja bez wózkowa (również też :) ) młodą mimo 10+ kg motam z przodu i pakuję pod kurtkę małża. I tak spacery odbywają się, przyznam że w silny wiatr nie chadzam bo sama nie przepadam za takowym ale śnieg czy mrozik nie straszny :) Nawet w Pradze przy -16 daliśmy radę. Raz pozyczyłam sanki i wpakowałam tam małą :duh: no co mi do łba strzeliło. To było żałosne, mała jak kukła siedziała w tych sankach (za mała by mieć z tego radochę) a my z małżem co chwila patrzyliśmy co się dzieje. Domniemuję że podobnie z wózkiem jest. Brak kontaktu z dzieckiem wrrr nic fajnego.
Ja korzystam i z wózka i z chusty.
Jak idę ze starszą pozjeżdżać na jabłuszku to najchętniej biorę wózek - młody śpi gdzieś z boku, ja mogę poskakać żeby nie zmarznąć, jak idziemy połazić to oczywiście chusta, wtedy chodzimy dwie - trzy godziny. Jeśli chodzi o marzniecie buźki to moje dzieci chowały się w dekolt jak im było zimno. Wg mnie wózek daje więcej możliwości przewietrzenie. Oczywiście wykluczywszy folie i tonę okryć.
Niestety u mnie nikt nie odśnieża dróg, dlatego nie za bardzo mam jak jeździć z wózkiem - i tu też wychodzi wielka zaleta wózka - jak mały śpi w wózku ja mogę odśnieżać, z chustą się nie da.
A my czasami chodzimy. Na 2-3 godziny, jak idziemy w wózku. Nic nam to nei szkodzi. Wojtek wtedy śpi i nie czuje sie jak w trumnie. Ja bym tam chciała, zeby mnei tak ktoś powoził, ale za duzo ważę;)
Jak w chuście, to wychodzimy krócej, a częściej. Czyli 3 razy dziennie po ok. godzinie. Założyłam sobie, ze przebywamy na dworze codziennie po 3 godziny.
I fakt, inny to spacer, niz w wózku Ja buzię Woja osłaniam tak, ze mam wielki sweter z golfem bardzo duzym i jak zawiewa, to mu okrywam swoim golfem buźkę i jest git. Ponizej -10 nie chodzimy w chuście, tylko wózek, ale folii nie zakładam:). Wychodzimy w każdą pogodę i w każdą temperaturę, bo musimy.
A dla mnie niestety "spacer" to nieco drażliwa kwestia, bo czy wózek czy chusta, Młoda długo nie wytrzyma :( Teraz akceptuje tylko kółkową, a tego na dłużej nie akceptuje mój kręgosłup. Ale i tak ostatnio kiedy zabawiłyśmy nieco dłuzej - blisko godzinę - pod koniec była awantura i ledwo ją doniosłam do domu. Więc niestety zwyczajnie się boję wypuszczać dalej i na dłużej, i z utęsknieniem czekam na ciepłe dni, kiedy będzie można posiedzieć na placu zabaw i choć w ten sposób pobyć na powietrzu. Choć ja spacerować uwielbiam, więc ubolewam mocno, siedzenie w domu nieraz jest dobijające.
Wózek teraz rzadko, bo tego za bardzo w ogóle nie akceptuje, ale nieraz po prostu MUSZĘ. Folia tylko w przypadku deszczu. Jak silny wiatr to po prostu nie wychodzę.
ja wozkowa i chustowa.jak wieje wiatr to mlody nie lubi jak mu dmucha w twarz bo normalnie sie zachlystuje tym powietrzem, a we mnie sie nie wtuli bo za bardzo jest ciekawski no i wszystko musi widziec, wiec jak wiatr to wozek a jak ladna pogoda bezwietrzna to chusta. folia na wozek sie przydaje jak deszcz, a tak to raczej zbedna jak dla mnie. ostatnio to w ogole malo wychodzimy bo u nas na wiosce tak pozawiewane jest wszedzie ze nie ma nawet gdzie polazic. kurka kiedy ta wiosna ;)
hmm ciekawe skąd mucha wie ze folia od wózka przepuszcza powietrze?? hehehe
wózek i chuste a raczej juz mt uzywamy zamiennie
ja wolę zdecydowanie MT, wózek jest rewelacyjny do wozenia zakupów ew zmian poscieli do złobka
ja foli w wózku zakładam własnie jak mocno wieje, Kalina potrafi nawet płakac tak nie lubie mocnego wiatru
tylko mnie jakos trasznie rece bolą od pachania tego ustrojstwa, no i te schody i krawezniki szału dostaje bez zasnieżonych ulic a jak jest sniego to nawet przez myśl mi nie przechodzi ta mekka
sanki bieze maz ja nie mam siły zreszta wczoraj ogłosił schowanie głębokie i wózka i sanek ( mała ma mega radoche z jabłka a sanek jeszcze nie czuje)
czas- ja już mam dziecko biezne wiec nawet w mt daję rade 2-3 h bo w międzyczasie troche samo podejdzie ale , jak wazyła 10 kg to smiało smiagałm z nią na plecach i nawet 3 h