ostatnio prałam ręcznie pożyczoną zarę - ale toto puściło farby...
Wersja do druku
Zgubilam moja chuste :duh:
Nie wiem jak to sie stalo :o
Pamietam tylko, ze bylismy u znajomych i mala pod koniec grilla spala w wozku, a ze nie nie mielismy kocyka, to przykrylam ja chusta. Tata wzial ja potem na rece, zeby wstadzic do auta, ja wsiadlam z nia, zeby ja zapiac w fotelik i chusta zostala w wozku, znaczy sie powinna tam byc, ale tam jej nie ma :duh::duh::duh: Chyba podczas skladania wozka wypadla, a ze bylo ciemno to moj facet nie zauwazyl :/ dzizissssssssss ... jak mozna zgubic 5 m materialu:hmm: :(:(:( a jaki bol teraz :-(
My jeszcze nic nie nabroilismy . Ale watek daje do myslenia i przynajmniej jestem bogatsza o kolejne doswiadczenia .
Moja kółkowa nati spadła z wózka (robiła za kocyk) w błoto. Plamy zeszły w końcu. Po pół roku w szafie - wylazły znowu :(
SPRZEDAŁAM...:roll:
Ja moja poplamilam jablkiem :? co prawda to byl elastyk, ktorego juz nie uzywamy ale nawet sprzedac teraz nie moge.. teraz bardzo uwazam przy karmieniu.
Ja ZAWSZE dzielę pranie na podobne kolory i na białe, bez względu, czy to dzieciowe, dorosłe, chusty, czy pieluchy. Ale raz mi się chyba mózg wyłączył, bo do pralki przed pierwszym użyciem wrzuciłam razem nową Zarę lemmongras i nową konopną formowankę :hide:. Zara wyszła z tego bez szwanku, ale formowanka :duh:... Na szczęście zielona była jeszcze tylko jakieś cztery prania, z każdym kolejnym troszkę mniej ;)...
Wiązane chusty zawsze piorę w pralce, ale kółkowej się jeszcze nie odważyłam. Miła Forumka sprzedała mi kiedyś patent, żeby wiązać na kółkach węzeł z chusty, ale ja i tak wolę wyprać ręcznie, aby kółeczek nie porysować.
Jeszcze w żadnej sposób nie skrzywdziłam żadnej szmaty xD i mam nadzieję,że tak pozostanie :lol::lol:
W dniu, w którym przyleciała do mnie wyczekana, piękna, czerwona Grecja, wyprałam ją w pralce... No, może nie do końca ja, tylko moja mama, ale za moim przyzwoleniem, więc liczy się jako moja wina. Ale wybór programu "syntetyki" to już nie był mój pomysł.....
Z pralki wyszedł dłuuuugi sfilcowany szalik.... ja się popłakałam bo po pierwsze - przez kilka godzin zdążyłam się do Grecji przyzwyczaić, po drugie - byłam w odwiedzinach u rodziców i nie wzięłam ze sobą innej chusty (z Grecja mam całe dwie), a jeździć wózkiem nie chciałam:(
Na szczęście wszystko skoczyło się dobrze, szalik rozprasował się do szerokości 57 cm, nosi super :D (tylko wełniane kłaczki są wszędzie, ale to nic :))
ooo
to ja jednak się podłączam pod skybear i rzufika...a już sądziłam,że mam czyste sumienie :P
o dziwo.. wrzucam kilka razem do pralki na 30 st i żadnej jeszcze się nic nie stało. :D
a ja widziałam ostatnio cudne filcyki endurki :ninja: min. z rybek didka - są hmmm zastanawiające :twisted:
mnie się udało w końcu zaciągnąć chustę o suszarkę... na szczęście moją własną. Chyba ja puszczę po taniości na bazarku...
Przez przypadek dotknęłam wełnianej Savanny skaleczonym palcem... :hide: Za późno się zorientowałam w sytuacji i niestety zostały dwie brunatne plamki akurat na jasnym pasie chusty. :duh:
Ja w swoich chustach nie noszę jeszcze choć mam już spory stosik, ale nie wiem czy dobrze,że tu zawitałam bo ze strachu będę chyba w brudnych nosić :rolleye:
Pobijam, bo mnie natchnął granat, który mi dziś wybuchł w twarz. Nie że broń. Owoc taki. Przepołowić chciałam, pękł spektakularnie, pół kuchni krwistym sokiem obryzgał. Miałam na sobie Kalinę. W Rosalindzie. Jak wiadomo chuście jasnej niczym poranek lipcowy. Jakimś cudem ocalała od plam.
A kiedyś tam przedzierałam się przez jeżynowe krzaki w szmaragdowym indio, miksowałam intensywnie ryżą w kolorycie zupę marchwiowo-cukiniową a ziegel milcząco asystował, smyrałam ogonami petrolowego indiacza pieniek żywicą oblany, com na nim zdrożona spacerem przysiadła, oraz, uwaga, wypłukiwałam atrament z wiecznego pióra, NSI na sobie mając :hide:
Wszystkie szmaty wyszły cało z tych opresji, albowiem więcej mam szczęścia niż rozumu :whistle:
a ja wlasnie zrobilam z lodena indio brazujace :roll:
i to nie bylo specjalnie :duh: