-
No właśnie, chyba będzie po prostu dać spokój na razie i spróbować za jakiś czas. Marta uwielbia się na mnie patrzeć jak jest z przodu, dotykać mi twarzy, szczypać za szyję. Z tyłu tego niet...
-
No i kolejna próba za nami. Na plecach Hania, bo wiedziała, ze ma się przytulać i chciała. A z Martą nadal porażka. Wiązanie było już o niebo lepsze, naprawdę to czułam, ale Mała nadal wierzga, wrzeszczy, jęczy i chusta którą miała przy szyi, to na plecach już, przykryła jej głowę i boroczka nie wiedziała co zrobić i popłakała się :(
A Z Hania na plecach już lepiej/ Oceńcie, proszę
http://images37.fotosik.pl/310/431472c7cad1bb1dmed.jpg
http://images43.fotosik.pl/315/ea79de58c6c644d5med.jpg
http://images41.fotosik.pl/311/54cdaeb2dac389a6med.jpg
-
Bardzo fajnie wyglądacie! Super :) Wiązanie chyba idealne choć znawcą nie jestem ;)
Jeśli chodzi o młodszą, mam córkę w podobnym wieku i po prostu ona musiała się nauczyć. tak samo jak ja. po kilku próbach grzecznie czekała aż ją zamotam. Teraz pomaga motanie na dworzu lub gdy z przodu ktoś stoi i ją czymś zainteresuje, bo też lubi powierzgać, poprostować się. Aczkolwiek nie zwracam na to większej uwagi, bo wiem że po związaniu będzie spokój :)
Czasem nam wychodzi lepiej , czasem gorzej, ja to taka perfekcjonistka w tym temacie, nóżki muszą być równo, bla, bla, bla, ale ostatnio stwierdziłam że chyba zacznę troszkę olewać, bo przecież nic się nie stanie jak raz nóżka będzie cm wyżej niż druga, czy jak mała będzie za nisko.
Ale skoro Twoja uwielbia być z przodu - moja już niestety nie bardzo - to może faktycznie trochę poczekać :)
-
Ja mam wrażenie, że jednak coś w porządku nie jest. Widać niezbyt Ci wygodnie, bo pochylasz się mocno do przodu - może dziecię jest za nisko?
-
poły mają iść pod kolankiem od strony uda a nie po łydce, noga w kolanie ma być ruchoma. Poły mają iść po chuście i ją dodatkowo przytrzymywać.
-
rany, ale ja się dzisiaj napociłam... aż podbiję wątek...
zaczynamy nosicielstwo plecowe i trudno nam to idzie nie powiem...
dziś postanowiłam spróbować plecak z X - totalna masakra, nie byłam w stanie za chorobę tego zawiazać, choć Ryś był jeszcze cierpliwy i nie prostestował na początku, nie mogłam sięgnąć po szmatę, nie mówiąc już o jej ułożeniu, niewykonalne póki co dla nas...
więc jak już straciłam cierpliwość (a mój synalek owszem też), to postanowiłam przerzucić się na prosty - to jeszcze czasem jakoś byle jak się uda...
Rysiu już miał dość i oczywiście uruchomił linię obrony...
a ja?
supłałam modląc się o sukces, który nie nadszedł, nie wiedząc dlaczego :p
starałam się dociągnąć mocno, szczególnie górę - to był horror, bo mały chochoł za nic nie chciał współpracować z rączkami i wsadzić ich do środka, gorzej - łapał mnie ustawicznie za szyję, więc na jego łapkach spoczęła chusta z jego ciężarem, co o zgrozo, wywołało pogłębioną histerię, nie było łatwo odpowiednio umiejscowić te kończyny, potem skręciłam ramiona, podłożyłam nóżki, zawiązałam, wyprostowałam się i tadam - góra za luźno, ramiona kompletnie pospadały jakbym nie skręcała :/
Na szybko poprawiałam i pędziłam na spacer ze zbuntowanym juniorem na grzbiecie. Po drodze ciągle poprawiałam i dociągałam górę, a mimo wszystko było mi potwornie niewygodnie i pochylałam się... Przyzwyczaiłam się do 11 kg z przodu, ładnie mi to prostowało plecy i nic nie bolało, a tu ciągle ramiona się wpijały mimo chestbelta...
Może Jade nie jest najlepszą chustą do takich prób, bo jego i tak trudnawo się dociąga, ale tak czy siak odczuwam gorycz porażki :))
upiorność, jutro może będzie lepiej...