Noszę moją dziewięciomiesięczną córkę już od jakiegoś czasu, choć z przerwami. Najpierw w pouchu, potem w elastiku. Potem były kosmiczne upały i sobie odpuściłam. Jesienią kupiłam tkaną i wznowiłyśmy proceder motania.
Teraz jak spadł śnieg dziękuję sama sobie za ten pomysł, bo do sklepu daleko a ścieżka o tej porze roku dla dryndy zwanej wózkiem nieprzejezdna, a i z psem przynajmniej raz dziennie muszę wyjść.
I choć nie jestem zatwardziałą chustomaniaczką i z powodzeniem używam wózka, to są takie sytuacje, że chusta mnie ratuje.
Teraz myślę o przesadzeniu Małej na plecy (przynajmniej do noszenia po domu kiedy jest taka konieczność), bo z Mała na biodrze nie wszystko da się zrobić. No i co jakiś czasem świta mi, żeby może uszyć sobie MT.
Mam nadzieję, że się tu na dobre zadomowię, bo w przeciwieństwie do kilku innych forów o tej tematyce, to wydaje mi się żywe :)