Zobacz pełną wersję : Bronienie przed noszeniem?
Zauważyłam dziwne zjawisko, występujące w skali epidemicznej ;) Obrazek,który występuje w supermarketach, na festynach, nad morzem, w zoo, wszędzie.
Najczęściej wygląda to tak: Tata pcha wózek, mama idzie z dzieckiem na rękach. Chyba,że dziecko cięższe, role się zamieniają. Gorzej, jak jest tylko jeden rodzic, w jednej ręce dziecko, drugą ręką pcha się wózek, i próbuje jakoś wejść do autobusu.
Raz mojej znajomej na spacerze córeczka zaczęła płakać,więc wzięła ją na ręce, i szamocze się z wózkiem. Spytałam,czy pożyczyć jej chustę (zawsze jak jeździmy wózkiem to chusta robi za kocyk na wszelki taki właśnie wypadek ;) ), i usłyszałam,że ona nie chce przyzwyczaić dziecka do noszenia. I tak niosła córeczkę jeszcze z pół godziny, aż jej usnęła.
Nie rozumiem,czemu wiele osób tak strasznie boi się chust i nosideł, a jednocześnie noszą swoje pociechy niemalże codziennie?
A może ja po prostu nie powinnam się wtrącać o sposobie noszenio-wożenia? Chciałam po prostu,żeby było jej łatwiej.
Mi samej z dwa razy jak byłam z wózkiem co czasem też nam się zdarza :P synek zaczął płakać. Młodego w chustę, wózek pchałam, i nie było problemu,wydaje mi się to łatwiejszym rozwiązaniem,szczególnie gdzieś na wycieczkach.
jak się na nas patrzy, zdarza się czasem taki obrazek - ja z dzieckiem na rękach, a mąż pcha wózek w którym leży chusta ;) Czasem nie chce mi sie motać na chwilę, czasem po prostu z jakichś powodów niosę synka na rękach mimo, że teoretycznie mam inne możliwości i nie, nie boję się, że przyzwyczaję synka do noszenia.
Ostatnio ktoś klinkował piosenkę "Każdy ma jakiegoś bzika" - chodzi mi po głowie i jakoś tu to zdanie pasuje - jak mają ochotę, to noszą na rękach, fajnie jeśli wiedzą, ze mają inne opcje, nikt natomiast nie lubi być nawracany na siłę.
Jul, ja to linkowałam...:znaika: :mrgreen: W wątku o kaczuszkach.
A jesli chodzi o dzieci, to ja w ogóle mam wrażenie, że DZIECKO traktowane jest u nas jak dopust boży...:duh: Gwiazdeczki ogłaszają "koniec wolności" w momencie zajścia w ciążę, wszędzie słychać niemal wyrazy wpółczucia z powodu pieluch, płaczu i obowiązków i pytania "ile razy w nocy się budzi"...:roll: Drażni mnie to, bo moje podejście jest zupełnie inne - nigdy nie traktowałam mojego macierzyństwa jako kary, tylko jak wielkie błogosławieństwo i dar... Noszenie dziecka było i jest dla mnie jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, których mogłam/mogę doświadczyć, razem z milionem innych drobnych, chociaż codziennych przyjemności związanych z posiadaniem dzieci...
A to, co widzę dookoła (pomijając znajome chustowe mamy:ninja:), to odganianie się od dzieci jak od natrętnych much... I ciągłe myślenie, ile się "traci" z powodu dziecka (kino, wino i fajeczka)... Bezmyślne ułatwianie sobie życia na każdym kroku danonkami, wafelkami i wszelkim łatwodostępnym szitem jedzeniowym, bo tak szybciej, a potem płacz, że alergia, nie taka kupka czy nadpobudliwość....
I usilne tresowanie dzieci, "bo się przyzwyczai"... Itp....
ALe cóż, taki lajf.
:|
zawiązać dobrze nie jest tak łatwo. ja zrezygnowałam po pierwszej próbie nauczenia mojej siostry zawiązania kieszonki - jak zobaczyła ile to jest metrów szmaty i ile się trzeba namachać. nie da sobie wytłumaczyć, że trzeba poćwiczyć i stanie się proste. a na wrzucanie dziecka na plecy nawet nie chce patrzeć :)
Metis1, zgodzę się, że często dzieci traktowane są jako "powinność". Niedawno widziałam wpis znajomej na facebooku, która niedawno urodziła dziecko. Publicznie "chwaliła się" jaka to męczarnia, bo dziecko za chwilę na pewno znów się obudzi i że teraz dopiero zaczyna doceniać poświęcenie rodziców oraz, że czas w końcu spłacić dług.
Czytaliśmy to razem z m. i bardzo nam było smutno, że ktoś ma takie podejście do swojego maleństwa.
Jestem w stanie zrozumieć jej chwilowy zły nastrój - w końcu każdemu zdarzają się gorsze chwile, ale internet to chyba niedobre miejsce na takie refleksje, zwłaszcza, gdy dziecko za kilka lat samo to sobie przeczyta...
Za rozumowaniem ludzkim nie dojdziesz ;) Niby nie nosza, a nosza. Moze im sie wydaje, ze jak juz zaczna w chuscie to beda "musieli", a to przeciez takie niewygodne :P )no bo skoro na rekach to mordega po paru minutach, no to jak by moglo byc inaczej w chuscie, jak juz, to gorzej :P)
Dokladnie jak ktos nie ma wycwiczonego wiazania to mu trudniej i ma wieksze opory. Moje dzieci kochaly wozki,ale mialy taki okres gdy protestowaly,zauwazylam ze jak sie raz wyciagnie to juz maluch ciagle placze bo chce byc wyjmowany,gdy dorosly nie ustapi maluch kapituluje. Ostatnio na koncert bardzo zalowalam ze nie wzielam mojego ergonomcznego tylko wozek bo musialam potem dziecko nosic...niestety jak sie nie przemieszczamy to maluch szybko sie nudzi w wozku i tylko wtedy robie wyjatek i biore na rece.
magda091
06-06-2013, 11:58
od razu mi sie
przypominaja rady poporodowe zeby nie przyzwyczajac do noszenia, a najsmiesniejsze było ze wszyscy chcieli M na rece :), wiec tylko ja mialam byc ta wyrodna i dziecia "ustawiac" dzieki Bogu byłam madrzejsza
teraz jak o tym mysle to wiem, przynajmniej w odniesieniu do rodziców, ze było to takie gadanie dla gadania, bo wszyscy tak mówią
Jul, ja to linkowałam...:znaika: :mrgreen: W wątku o kaczuszkach.
A jesli chodzi o dzieci, to ja w ogóle mam wrażenie, że DZIECKO traktowane jest u nas jak dopust boży...:duh: Gwiazdeczki ogłaszają "koniec wolności" w momencie zajścia w ciążę, wszędzie słychać niemal wyrazy wpółczucia z powodu pieluch, płaczu i obowiązków i pytania "ile razy w nocy się budzi"...:roll: Drażni mnie to, bo moje podejście jest zupełnie inne - nigdy nie traktowałam mojego macierzyństwa jako kary, tylko jak wielkie błogosławieństwo i dar... Noszenie dziecka było i jest dla mnie jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, których mogłam/mogę doświadczyć, razem z milionem innych drobnych, chociaż codziennych przyjemności związanych z posiadaniem dzieci...
A to, co widzę dookoła (pomijając znajome chustowe mamy:ninja:), to odganianie się od dzieci jak od natrętnych much... I ciągłe myślenie, ile się "traci" z powodu dziecka (kino, wino i fajeczka)... Bezmyślne ułatwianie sobie życia na każdym kroku danonkami, wafelkami i wszelkim łatwodostępnym szitem jedzeniowym, bo tak szybciej, a potem płacz, że alergia, nie taka kupka czy nadpobudliwość....
I usilne tresowanie dzieci, "bo się przyzwyczai"... Itp....
ALe cóż, taki lajf.
:|
no właśnie i dzisiaj z mamą dyskutowałam dokładnie o tym samym, bo mi już zaczyna się złośliwość włączać wobec pytających się "a daje pospać?" "jest grzeczny" itp... ja nie wiem czego ludziska oczekują od 8 miesięcznego maleństwa
Też spotkałam się z takim zjawiskiem, chociaż dzieci noszone na rękach w towarzystwie wózka nauka wiązania raczej anty. Może to gdzieś w ludziach siedzi takie przekonanie, że chusty to "szmaciary noszą", nie stać na wózek itp. Ciężko ocenić.
Za to magiczne jest w przypadku takich osób (z mojej obserwacji) słowo Manduca. "W manducy to może bym spróbowała", "Mam Manducę w domu..." - ale nie nosi. Wyrobiona marka :DDD
Nie broniłam się nigdy przed noszeniem tak na rękach jak i w nosidle póki pozwalał na to mój kręgosłup,teraz już tylko na rękach noszę i dzieciątko opieram na biodrze bo tak nam wygodnie,albo wózek.Już tylko parasolka wchodzi w grę bo synek docenił że widzi cały świat,a że na spacerach raczej nie śpi to czemu nie.
Nie skarżyłam się że dziecko mnie ogranicza pragnęłam mieć dzieci i dla mnie to jest najpiękniejsze co mnie w życiu spotkało.
Nie rozumiem jednak co jest zlego w winie i fajeczce wszystko jest dla ludzi.Niegdzie nie jest napisane,że matka nie ma prawa wypić piwa czy pobiesiadować z przyjaciółmi.Kiedyś było to praktykowane spotkanie z przyjaciółmi przy piwie,tańce jakieś dobre jedzenie(nie koniecznie zawsze z grilla)wszystko w granicach normy.Towarzystwo bawiło się nie upijało do nieprzytomności iświadome swych poczynan aczkolwiek wyluzowane i lekko wstawione rozchodzilo się do domów.Mnie uczono w domu kulturalnego spożywania alkoholu i uważam,że jeśli podchodzić do tego z rozsądkiem to wszystko można.
Niedawno- kilka lat temu- zaczęła się nagonka.Matka która wypije z koleżanką piwo już robi libacje alkoholową,no sorry nie popadajmy w paranoję!!!
Wiadomo powszechnie,że "życzliwych donoszących"nie brakuje więc jak ja mam ochotę wypić to mąż nie pije jak on bawi się z kumplami ja nie ruszę alkoholu,żeby był ktoś w pełni sił i świadomości sprawuje opiekę nad dziećmi.
Nie trzeba się wyrzekać wszystkiego by być matką tylko niech ludzie będą ludźmi patrzącymi czy sami są idealni by wzywać komuś kontrolę do domu.Własnie możliwość wyjścia z domu oderwanie się i odstresowanie, bo wiadomo,ze nie zawsze wszystko jest łatwe i proste sprawia,że możemy potem wypoczęci czerpać radość z macierzyństwa.Nie myślę o matkach karmiących, bo te póki karmia od używek mogą się chyba powstrzymać ale te matki,które mogą sobie pozwolić na szaleństwo.
Może nie do końca na temat ale drażni mnie to jak traktowani są ludzie mający zdrowy normalny dystans do życia.
Nie rozumiem jednak co jest zlego w winie i fajeczce wszystko jest dla ludzi.Niegdzie nie jest napisane,że matka nie ma prawa wypić piwa czy pobiesiadować z przyjaciółmi.Kiedyś było to praktykowane spotkanie z przyjaciółmi przy piwie,tańce jakieś dobre jedzenie(nie koniecznie zawsze z grilla)wszystko w granicach normy.Towarzystwo bawiło się nie upijało do nieprzytomności iświadome swych poczynan aczkolwiek wyluzowane i lekko wstawione rozchodzilo się do domów.
Niedawno- kilka lat temu- zaczęła się nagonka.Matka która wypije z koleżanką piwo już robi libacje alkoholową,no sorry nie popadajmy w paranoję!!!
Wiadomo powszechnie,że "życzliwych donoszących"nie brakuje więc jak ja mam ochotę wypić to mąż nie pije jak on bawi się z kumplami ja nie ruszę alkoholu,żeby był ktoś w pełni sił i świadomości sprawuje opiekę nad dziećmi.
Nie trzeba się wyrzekać wszystkiego by być matką tylko niech ludzie będą ludźmi patrzącymi czy sami są idealni by wzywać komuś kontrolę do domu.Własnie możliwość wyjścia z domu oderwanie się i odstresowanie, bo wiadomo,ze nie zawsze wszystko jest łatwe i proste sprawia,że możemy potem wypoczęci czerpać radość z macierzyństwa.
:vagen:
owieczka33
07-06-2013, 16:31
Moje macierzyństwo jest piękne. Bo mam fajową córkę. I byc może tez dlatego, żem niemłodą mamą i juz swoje się wyszalałam, wyuczyłam, wybawiłam. Co nie znaczy, że na piwko nie wyskocze- wtedy mój Pan siedzi z Małą. Proste.
Co do noszenia i pchania wózka, dla mnie to zawsze była abstrakcja. Albo wózek, albo ręcę, a jak nosić- są chusty, nosidła.
Moja kuzynka (właścicielka nosidła-wisiadła) nosiła synka na rekach pchając wózek przed sobą i namawiała mnie na to samo. Na szczęście mój Pan mnie powstrzymał "dla dobra mojego kręgosłupa". Dodam, że mój Pan jest wielkim fanem noszenia w chuście, bylebym tylko to ja czyniła, bo On nie lubi. :lool:
A dlaczego ludzie nie noszą? Z tego co rozmawiałam:
-bo nie dam rady tego zawiązać
-bo mam nosidło (wisiadło) i jak je noszę, to mnie kręgosłup boli
-bo mam chustę (pościelówę) i jak nosze to mnie ramiona bolą
-bo się przyzwyczai
Sama nie namawiam na chusty. Noszę i jak znajome mamy widza, to mi zazdroszczą i same zaczynają nosić. :)
Byłam świadkiem sytuacji, gdy maluszek na spacerze płakał w wózku i płakał, i płakał, i płakał... Matka wózkiem tylko bujała i chodziła w tę i z powrotem jakieś 20 minut, aż nie nastała cisza w wózku... :cry:
Byłam świadkiem sytuacji, gdy maluszek na spacerze płakał w wózku i płakał, i płakał, i płakał... Matka wózkiem tylko bujała i chodziła w tę i z powrotem jakieś 20 minut, aż nie nastała cisza w wózku... :cry:
Ehhhh, czyli normalka. Mnie to chyba jeszcze bardziej "boli" niż wisiadla. Słychać, że dziecię spiace, chcę się przytulić, a ktoś mu butlę pcha i kołysze tym wózkiem tam i spowrotem. Nie wiem już czasem co o tym myśleć. Chyba też tak zacznę robić skoro tak łatwiej
Ehhhh, czyli normalka. Mnie to chyba jeszcze bardziej "boli" niż wisiadla. Słychać, że dziecię spiace, chcę się przytulić, a ktoś mu butlę pcha i kołysze tym wózkiem tam i spowrotem. Nie wiem już czasem co o tym myśleć. Chyba też tak zacznę robić skoro tak łatwiej
Tak tak a potem rosna legendy o tym jakie dzieci to utrapienie, kula u nogi,wyspij sie puki mozesz, uzywaj zycia bo potem to tylko placz i pieluchy.ech.......
Jestem wdzieczna "chustoforowi", ze odkrylam noszenie w chuscie. Co wiecej ja nawet nie potrafie wozkiem jezdzic, bo czuje sie niekomfortowo, ze dziecko mam daleko, i jakby sie cos dzialo to nie bede w stanie szybko zareagowac( smochod wjedzie, ktos wlezie itp)_.
Ja jestem wdzięczna, że trafiłam przez przypadek w odpowiednim momencie na te 2,3 osoby które nagle zaczęły mówić inne rzeczy na temat zajmowanie się i wychowywania maluszka.
Ale to był tylko przypadek...a raczej aż.
To taka zwykła zmiana, czy odwrócenia myślenia o macierzyństwie. Choćby zwykły przykład z usypianiem. Zmiana z podejścia pt. jak tu najszybciej uspać dziecko i mieć święty spokój na jak się fajnie poprzytulać przed drzemką i czerpać więcej radości z bycia razem z maluchem.
Tylko tego nikt nie uczy w szkołach rodzenia, nie usłyszysz tego od koleżanek, które urodziły przed tobą.
Ciągle tylko:
byle by zasnęło
byle by przesypiało jak najszybciej całą noc
byle by się nie darło
byle by cokolwiek zjadło
a najchętniej byle by jak najszybciej oddać do żłobka i odpocząć sobie.
Oczywiście zdarzają się trudne chwile, gdy nie ma się sił kompletnie, gdy masz ochotę, żeby ktoś Ci dziecię choć na chwilę wziął....i nie ganię broń boże kogoś kto wraca do pracy i nie może być razem z maluchem, moja córa też chyba za dwa tygodnie pójdzie do żłobka....
....mam czasem takie wrażenia, że świeżo upieczonych rodziców przygniata ciężar odpowiedzialności, noworodek tak naprawdę nie jest wstanie nawet paru minut "przeżyć" bez rodziców. Stąd może szukanie najłatwiejszych sposobów, by choć na chwilę przenieś ten ciężar na coś lub kogoś innego. Ryczące dziecko, które ciągle trzeba karmić - po co jak można dać smoczka, domagający się noszenia maluch - lepiej go wsadzić do łóżeczka, bujaczka, poryczy i przyzwyczaji się, gotowanie zupek, jaglanki - po co jak są gotowe, noszenia w chuście - za skomplikowane itd, itp.
W myśli typowo polskiej po co się męczyć, jak można to zrobić łatwiej i mieć jeszcze czas dla siebie.
Jak pierwszy raz zobaczyłam córkę też pomyślałam - o jezu i już do końca życia będę za Ciebie odpowiedzialna. Opieka i wychowywanie dziecka, to takie małe, lecz w zasadzie największe wyzwanie życiowe.
Ciężko mi zebrać myśli na ten temat, bo ciągle się zastanawiam, czy postępuję prawidłowo.
I jak to jest prawidłowo? Kto mi powiem? Moja córka, gdy będzie w moim wieku?
precikuranowy
02-09-2013, 22:16
Pięknie napisane. Rzeczywiście, też zauważyłam to zjawisko. My z premedytacją nie kupowaliśmy łóżeczka (doświadczenie ze staszą córą pokazało, że w dziecinne łóżeczko to jest składzik na pluszaki:D). Po minie położnej domyśliłam się, że zastanawia się, czy nas na nie nie stać:twisted: A ja jak nie czuję synka obok po prostu nie potrafię spać spokojnie, budzę się za każdym razem jak głośniej oddycha:) Chustowanie Bartuś pokochał namiętnie- najchętniej to by z pleców maminych nie schodził- i wiecie co- dziś, z racji pogody, byliśmy w wózku u lekarza- było mi dziwnie- nieswojo, że synek jest daleko. On też nie wyglądał na zachwyconego wózkiem, marudził. Smokiem pluje dalej niż widzi. I wiecie co- jest kochanym, spokojnym, uśmiechniętym dzieckiem! :) I zastanawiam się tylko, jak można dziecko tak odsuwać od siebie. Smutne.
A ja jak nie czuję synka obok po prostu nie potrafię spać spokojnie, budzę się za każdym razem jak głośniej oddycha:) Chustowanie Bartuś pokochał namiętnie- najchętniej to by z pleców maminych nie schodził- i wiecie co- dziś, z racji pogody, byliśmy w wózku u lekarza- było mi dziwnie- nieswojo, że synek jest daleko.
Mam to samo. Z synkiem w łóżku śpię lepiej niż gdy sypiał w dostawce, a wózka nie używaliśmy już dawno, bo tak mi jakoś do Tymka wtedy za daleko ;)
precikuranowy
02-09-2013, 22:33
To my chyba matki- wariatki jesteśmy;-)
W opinii innych oczywiście (cóż, trochę słyszałam tych negatywnych), bo tulimy, kochamy i PRZYZWYCZAJAMY do tego kochania.....:duh:
Nie mam zbyt dużego doświadczenia w chustowaniu ale jest to postrzegane bardziej jako moja fanaberia niż jako stały element rodzicielstwa. Od samego początku kibicowala mi mama, to przy niej zamotalam pierwszy raz i to ona sprawdzała to z filmikiem na YT, mój mąż jeszcze czasem mówi o chustowaniu jako gadzeciarstwie, szczególnie kiedy chce kupić coś nowego. Teraz już nie pytam o jego zdanie w tej kwestii bo wiem co powie. Zbieram kase i kupuje jak uznam za potrzebne. I najlepsze jest to, że wszyscy tak dziwnie na mnie patrzą jak mówię o tym, ze chustuje, swirnieta...zapraszam ich zatem na moje 4p. bez windy, z dzieckiem, torbą wózka i zakupami, 2 razy dziennie. I jest koniec tematu. Koleżanki też jakoś nie podzielają mojego rodzicielstwa bliskosci. Kochać tak, tulić nie zawsze...bo sie przyzwyczai. Przykre to. I tekst, jak zamotalam przy jednej z koleżanek "przywzyczaisz i będziesz mieć potem przechlapane" pytam "do czego mam jie przyzwyczajac? Do bliskości?"
Ja inaczej postrzegam moje rodzicielstwo le rzesza społeczeństwa jest nadal na innej planecie.
Ano właśnie. ja też nie rozumiem "złotych rad" w postaci "przyzwyczaisz-tO BĘDZIESZ MIEĆ PRZECHLAPANE" .No kurczę...ale może ja chcę mieć właśnie tak PRZECHLAPANE. Przecież ,jeśli mnie to nie przeszkadza to o co chodzi :?: To jest za przeproszeniem tak jak z chłopem. Jeśli będziesz ZAWSZE po nim (np.) sprzątać, to się chłop nauczy,że nic nie musi po sobie robić ;) Ale jeśli TOBIE to NIE PRZESZKADZA to co komu do tego.Więc jeśli np. nie nosiłabym w ogóle w chuście,a non-stop na rękach, bo dzidzia potrzebuje bliskości i byłoby mi z tym dobrze,to dlaczemu ludzie Z GÓRY zakładają,że na bank mnie to męczy.
Raz,usłyszałam nota bene na chrzcinach,że "nauczyłaś nosić,to teraz się domaga i cały czas by pewnie chciała" :bduh: Żyłka mi wyszła(nic się nie odezwałam),ale właśnie dzięki "temu noszeniu" moje dziecko jakoś przetwało ten rodzinny szał w restauracji, bo za dużo wrażeń,a wiadomo jak jest,gdy rodzina widzi dziecko pierwszy raz... Mała się stresowała i uspokoiła się dopiero w szmacie,gdzie nikt jej nie przeszkadzał,a pożniej "achy" i "ochy" jak to ona spokojnie śpi,taka wtulona w mamę.
Reasumjąc ;) też mi się wydaje,że ludzie się bronią, bo się po prostu :
1.boją - samego motania ( ale tego się przecież idzie nauczyć;)
2. nie rozumieją - a jak się czegoś nie rozumie to się zwykle z góry zakłada,że to pewnie coś złego
3. boją, bo nie rozumieją po co się nosi - CZYLI WRACAMY DO PUNKTU WYJŚCIA,bo dzięki "złotym radom" może się im wydawać,że "kurczę... NO PRZYZWYCZAJĘ I BĘDĘ MIEĆ PÓŻNIEJ PRZECHLAPANE"
Ufffffffff,skończyłam ;)
Ja różnie reaguję, jak ktoś mnie ostrzega przed noszeniem. Czasem mówię, że nie wierzę w przyzwyczajanie. Czasem, że korzystam z tego, że dziecko chce się tyle przytulać:heart: A jak ktoś mi uparcie wmawia, że rozwalę sobie kręgosłup, to go informuję, że się tym nie martwię, bo dobra chusta bez problemu poniesie klocuszka.
Wracając do pierwszego postu, to mi ostatnio wygodniej brać na spacer wózek i trochę nosić na rękach. Córka jak się obudzi, to chce się kręcić i machać kończynami, w chuście to nie wchodzi w grę, a w wózku owszem. Do tego teraz w wózku śpi spokojnie, a ja mogę bardziej poszaleć ze starszakiem na placu zabaw, niż mając ją w chuście. Jak jest już podmęczona, to biorę ją na ręce i już. Nie chcę mi się motać, nie jest dla mnie problemem nosić ją ze 20 min, aż zaczną jej się zamykać oczka. Przez pierwsze 4 miesiące swojego życia wszystkie spacery odbywała w chuście, bo w wózku był ryk. Tak więc wszystko jest dla ludzi i wózek, i chusta, i noszenie na rękach. Ważne, żeby reagować na potrzeby dziecka, jak potrzebuje bliskości, to mu ją dać. Nie wiem, czy dziecku sprawia jakąś wielką różnicę, czy jest w chuście, czy na rękach. Ważne, żeby przy mamie.
Wiewiórka
06-09-2013, 09:09
Ano właśnie. ja też nie rozumiem "złotych rad" w postaci "przyzwyczaisz-tO BĘDZIESZ MIEĆ PRZECHLAPANE" .No kurczę...ale może ja chcę mieć właśnie tak PRZECHLAPANE. Przecież ,jeśli mnie to nie przeszkadza to o co chodzi :?: To jest za przeproszeniem tak jak z chłopem. Jeśli będziesz ZAWSZE po nim (np.) sprzątać, to się chłop nauczy,że nic nie musi po sobie robić ;) Ale jeśli TOBIE to NIE PRZESZKADZA to co komu do tego.Więc jeśli np. nie nosiłabym w ogóle w chuście,a non-stop na rękach, bo dzidzia potrzebuje bliskości i byłoby mi z tym dobrze,to dlaczemu ludzie Z GÓRY zakładają,że na bank mnie to męczy.
Raz,usłyszałam nota bene na chrzcinach,że "nauczyłaś nosić,to teraz się domaga i cały czas by pewnie chciała" :bduh: Żyłka mi wyszła(nic się nie odezwałam),ale właśnie dzięki "temu noszeniu" moje dziecko jakoś przetwało ten rodzinny szał w restauracji, bo za dużo wrażeń,a wiadomo jak jest,gdy rodzina widzi dziecko pierwszy raz... Mała się stresowała i uspokoiła się dopiero w szmacie,gdzie nikt jej nie przeszkadzał,a pożniej "achy" i "ochy" jak to ona spokojnie śpi,taka wtulona w mamę.
Reasumjąc ;) też mi się wydaje,że ludzie się bronią, bo się po prostu :
1.boją - samego motania ( ale tego się przecież idzie nauczyć;)
2. nie rozumieją - a jak się czegoś nie rozumie to się zwykle z góry zakłada,że to pewnie coś złego
3. boją, bo nie rozumieją po co się nosi - CZYLI WRACAMY DO PUNKTU WYJŚCIA,bo dzięki "złotym radom" może się im wydawać,że "kurczę... NO PRZYZWYCZAJĘ I BĘDĘ MIEĆ PÓŻNIEJ PRZECHLAPANE"
Ufffffffff,skończyłam ;)
Pewnie mówią to z doświadczenia noszenia na rękach. Dziecko które jest noszone (nie ważne czy na rękach czy w chuście) domaga sie noszenia, chce być blisko mamy i to jest normalne. Jak większość rodziców jeśli nosi to na rękach, bardzo szybko dziecko rośnie i robi sie ciężkie, wtedy ciężar dziecka ciąży i można wtedy powiedzieć że rodzic ma przechlapane bo ma ciężko. O ile lepiej skorzystać z chusty! Cięzaru dziecka nie powinno byc wtedy czuc i rodzic nie musi się męczyc dźwiganiem dziecka.Druga sprawa to taka że noszony maluch chce być często noszony i jak jest noszony na rękach to nie pozwala zrobić innych rzeczy typu sprzątanie, rozwieszanie prania itp. Rodzice na to patrzą czy dziecko daje coś zrobic. Stąd też skłonność do podawania mm. Łatwiej im nie wziaść dziecka by było blisko niego by nauczyć że nie może być blisko niego-niech sie wypłacze to sie nauczy że mama nie weźmie na rączki.
A ja lubię nosić i w chuście i na rękach tak po prostu.... i wszystkie dzieci tak nosiłam i wszystkie w momencie jak zaczęły chodzić samodzielnie to przestały chcieć na rączki i nie chciały już być noszone.....
A na uwagi o tym że rozpuszczę dziecko jak tak będę nosić to tylko się uśmiechałam, no bo co tu powiedzieć..... ;-)
Z tym gadaniem w stylu : " bo przyzwyczaisz do noszenia" albo "przyzwyczaisz do spania razem" , to szlak moze trafic człowieka. Mam sie tlumaczyc z tego, ze kocham i ze chce dawać poczucie bezpieczeństwa dziecku? Ale ale..., poradźcie proszę. Jak Wy to robicie, ze dziecko akceptuje chustę? Ja tylko w użyciu rączki, bo mam taka wiercipuche , ze w chuście wytrzymuje minutę , dwie i zaczyna sie wiercić, kręcić, marudzić, a w końcu płacz. Moje dziecię uwielbia swobodę, nie znosi skrępowania ruchów i .... i co ja mam zrobić? Jak do chusty "przyzwyczaić"
A wózek woli bardziej? Ja wybierałam metodę transportu patrząc bardziej na młodego, bo to synek wolał być w chuście, i do teraz woli,niż w wózku. Jakby wolał w wózku, woziła bym w wózku :)
Olula, Płaczolina też wiercipięta. Często chustę akceptowała dopiero wtedy, jak ja się ruszałam + masowałam plecki.
Czytanie w chuście odpadało :-)
Yellowstone
11-01-2014, 00:41
olula, w noszeniu z przodu to można się zakochać, ale przy malutkim dziecku, potem trzeba więcej finezji i znajomości dziecka :D Sporo dzieci od ok. 4 miesiąca przestaje lubić statyczne przyklejenie się do mamy, bo świat już woła głośno i kolorowo. Wtedy noszenie z przodu sprawdza się głównie do usypiania i spacerów. Wyjścia z chustą są już ok. Na odciążenie rąk w domu i zajęcia domowe zostaje biodro lub plecy.
A wózek woli bardziej? Ja wybierałam metodę transportu patrząc bardziej na młodego, bo to synek wolał być w chuście, i do teraz woli,niż w wózku. Jakby wolał w wózku, woziła bym w wózku :)
U mnie tak samo. Chlopcy wola do dzis byc w chuscie niz w wozku i choc w naszym przypadku wozek jest nieodzowny to na spacery zabieram tez chuste, ale gdyby woleli wozek to chusta zostalaby jedynie do usypiania/zaspokojenia potrzeby bliskosci w trakcie gdy ja akurat musze miec rece wolne. No i u nas noszenie niemal wylacznie na plecach od 3 mc zycia.
A wózek woli bardziej? Ja wybierałam metodę transportu patrząc bardziej na młodego, bo to synek wolał być w chuście, i do teraz woli,niż w wózku. Jakby wolał w wózku, woziła bym w wózku :)
wózek woli bardziej - to na spacerach, a w domku rączki i to na zasadzie odpychania raczkami od noszącego, gdy ją trzymam przodem do siebie, wypad cialem i zwis do interesujacych ją rzeczy :-)
Wiec nosze na biodrze, ale w chuscie nie potrafi wytrzymac dłuzej niz 5 - 10 minut, bo wlasnie co chwile jest cos ciekawego po co trzeba siegnac i wychylic sie, skrecic cialo i siegnac. Stad ja chyba z ta chusta musze odpuscic :-(
olula, w noszeniu z przodu to można się zakochać, ale przy malutkim dziecku, potem trzeba więcej finezji i znajomości dziecka :D Sporo dzieci od ok. 4 miesiąca przestaje lubić statyczne przyklejenie się do mamy, bo świat już woła głośno i kolorowo. Wtedy noszenie z przodu sprawdza się głównie do usypiania i spacerów. Wyjścia z chustą są już ok. Na odciążenie rąk w domu i zajęcia domowe zostaje biodro lub plecy.
ale fakt - na plecach nigdy z chusta nie sprobowałam. Wiercipucha mi nie pozwolila na "cwiczenie".
Olenka ma 8 miesiecy :-)
Z tego co tu dziewczyny pisywaly, to wlasnie w tym okresie nastepuje przejsciowy "bunt chustowy" i to jest calkiem normalne; pozniej dziecko znow lubi chuste :)
Z tego co tu dziewczyny pisywaly, to wlasnie w tym okresie nastepuje przejsciowy "bunt chustowy" i to jest calkiem normalne; pozniej dziecko znow lubi chuste :)
nastepuje faza poznawania świata, ale tez i wielkiej mobilności
u nas ciagłe rolowanie, turlanie, stawanie na nozkach i chusta jest jak "uwiezienie"
:bfing:
właśnie - to okres rolowania, raczkowania, stawania na nózkach, poznawania wszystkiego poprzez dotyk i bezposredni kontakt, a chusta jest jak "uwiezienie"
8 miesięcy, a siedząca?:) Bo można popróbować na plecki wsadzić w nosidle ergo z klamrami lub mei tai. Powiem szczerze,że byłam nawet na kursie wiązania na plecach chusty, i mimo to nie lubię tej metody, sprawniej mi idzie raz dwa ubrać nosidło ;) Więc może to jest jakieś rozwiązanie?
8 miesięcy, a siedząca?:) Bo można popróbować na plecki wsadzić w nosidle ergo z klamrami lub mei tai. Powiem szczerze,że byłam nawet na kursie wiązania na plecach chusty, i mimo to nie lubię tej metody, sprawniej mi idzie raz dwa ubrać nosidło ;) Więc może to jest jakieś rozwiązanie?
tak, siedząca :D
tez myślałam o nosidle.
:bfing:
A moja córka młodsza złapała jakąś fobię i mam problem z założeniem jej na plecy. Wyraźnie się boi, że spadnie podczas wiązania. Nie wiem skąd jej się to wzięło. nigdy nam się nie zdarzył żaden incydent, który by mógł takie lęki wywołać. Jak już ją zawiążę mimo protestów i czyje, że jest dobrze umocowana to się i uspokaja i nawet potrafi sobie zasnąć. Tylko to zakładanie.
My robimy tak, że nosidło rozkładam na kanapie, siadam na nie dziecko, kucam, i motam na siedząco na jego poziomie :) Ale to mei tai więc co innego. Czasem też wrzucam na stojąco młodego na plecy, ale nie lubię tego ani ja ani on.
Córkę od zawsze wrzucałam z biodra. Wcześniej przywierała do mnie jak mała małpka, kładła się na plecy, opuszczała ręce i czekała aż założę panel. Teraz jest panika, dopóki nie poczuje że panel ją trzyma. Mam nadzieję, że to chwilowe, bo bardzo się męczymy z tym. Szczególnie jak pojadę autem do miasta na zakupy i muszę ją zarzucić na plecy na parkingu. O wspomnianej przez Ciebie metodzie w takim przypadku nie ma mowy.
Ja wrzucam glownie w chuste, narzucam na ramiona a potem mloda frunie na gore na moj kark, nie ma chwili, zeby nie miala nic na plecach. Z MT moze bcy ciezko, ale ja juz robilam kiedys tak, ze spiace dziecko kladlam sobie na plecach, na nie MT a potem manewrowalam z pasem biodrowym i nogami, zeby to jakos zawiazac, da sie, moze tak nie bedzie sie bala?
Szczególnie jak pojadę autem do miasta na zakupy i muszę ją zarzucić na plecy na parkingu. O wspomnianej przez Ciebie metodzie w takim przypadku nie ma mowy.
Jasne, że się da, z siedzenia pasażera :lol: My już mamy wyrobioną to metodę, oczywiście są pewne ograniczenia, ale w sumie zawsze znalazłam jakąś ławkę czy chociażby schody. Z biodra mi idzie strasznie opornie, ale powoli się uczę,bo faktycznie w niektórych okolicznościach jest łatwiej :)
A czy dzieci z czasem przyzwyczajaja sie jakos do wkladania na plecy? Bo moja np. kocha kieszonke, juz przy samym wiazaniu sie uspokaja, natomiast od niedawna probujemy wiazac plecak i przy dociaganiu tobolka jest rozpacz i wycie dziecka obdzieranego ze skory ;) Po wrzuceniu na plecy sie uspokaja i juz jest zadowolona...
RoxieSTB
14-01-2014, 11:10
Mój się nie przyzwyczaił a ma juz ponad 9 miesięcy. Na plecy wrzucam głównie przez biodro, bo jak tylko położę go na chuscie jest Ryk. A przy tobolkowaniu wyje i wybija się w każdą stronę. Jak tylko jest na plecach to cisza.... I leży jak przyklejony z bananem na buzi :)
A czy dzieci z czasem przyzwyczajaja sie jakos do wkladania na plecy? Bo moja np. kocha kieszonke, juz przy samym wiazaniu sie uspokaja, natomiast od niedawna probujemy wiazac plecak i przy dociaganiu tobolka jest rozpacz i wycie dziecka obdzieranego ze skory ;) Po wrzuceniu na plecy sie uspokaja i juz jest zadowolona...
Moja młodsza na plecach jeździ od bardzo dawna i szybo się przyzwyczaiła. Tylko ostatnio się znarowiła. Starszą na plecy wrzucałam od 10-go m-ca życia i też szybko załapała.
Mój się nie przyzwyczaił a ma juz ponad 9 miesięcy. Na plecy wrzucam głównie przez biodro, bo jak tylko położę go na chuscie jest Ryk. A przy tobolkowaniu wyje i wybija się w każdą stronę. Jak tylko jest na plecach to cisza.... I leży jak przyklejony z bananem na buzi :)
To mnie nie pocieszylas... tobolek mi sie wydaje prosty, tych innych sposobow wrzucania na plecy zupelnie nie ogarniam, nie potrafie przy nich dobrze dociagnac chusty :(
No nic, bede jeszcze probowac, moze sie cora w koncu przekona.
Ja z tobolkiem dałam spokój-nie jest w stanie sekundy wyleżeć na plecach a jak jeszcze ją opatulam jakąś szmatą to jest dramat. My z kolana albo z biodra tyle że średnio t a k czy inaczej idzie dociąganie. Wydawało mi się że mlodsze, jak Twoje mist, lepiej tolerują niż starsze wierzgacze i żałowałam, ze tak późno się zdecydowałyśmy ale widzę że to nie reguła
na szybko z telefonu
Moje male do ok 5-6 mca zycia nie lubily byc na plecach, tzn Kalina i Sumi, Majke do roku tylko z przodu nosilam. U nas pomagalo wyjscie przed dom i dociaganie na dworze, bo jest na co popatrzec. Generalnie przyznam bez bicia, ze przy trzecim dziecku mam tylko chusty, bo do dzis nie opanowalam metody wkladania dziecka do MT/ergonomika bez odkladania dziecka na bok na chwile, zeby zapiac ten pas biodrowy, pomijajac moj wczesniejszy opis z zarzucaniem MT na spiocha na plecach, co jednak trwa duzo dluzej niz zawiazanie plecaka. Niby Sumi juz biegajaca i powinno byc latwiej, ale ona mi po prostu ucieka jak sie ja postawi na ziemi, a w realiach japonskich parkingow to moze byc po prostu niebezpieczne :-/
Ja zaczelam nosic na plecach duze juz dzieci (tak rok i wiecej), wiec z biodra, jedyne co mnie wkurza, to ze moja odziez podjezdza maksymalnie w gore przy podnoszeniu dziecka wyzej, wskutek czego zamiast skupic sie w 100% na dociaganiu, to jeszcze walcze z obciaganiem :P :P :P Probowalam wrzucic z gory, ale normalnie rece mi sie zaplataly w megsa iksa, mimo, ze robilam jak instrukcja kaze ;)
Bede musiala potrenowac przy kolejnym :D
No nic, bede jeszcze probowac, moze sie cora w koncu przekona.
teraz widzę wiek i widzę, że w sobotę będziesz próbować :D
Powered by vBulletin® Version 4.2.1 Copyright © 2025 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.