indiansummer
29-03-2012, 16:27
Cześć,
Postanowiłam odrobić zaległości jeśli chodzi o przedstawienie się...
Jestem mamą Kostka i Ignacego. Chusty poleciła mi koleżanka. Starszego syna nosiłam niezbyt intensywnie w zielonym Hoppie odkąd miał 2 miesiące. Forum podczytywałam czasem. Potem kupiłam kółkową Mayę Wrap, ale trochę było już późno jeśli chodzi o niesymetryczne noszenie (ramię bolało, bo Kostek już był za ciężki). Zamówiłam też mei taia od Melkaj, którego używałam głównie na wakacjach - bardzo dobrze sprawdził się na podejściach pod skały (oboje z mężem się wspinamy) - dzięki niemu mogliśmy się przemieszczać po kamienistych i stromych ścieżkach.
Ignacego chciałabym nosić więcej, mimo sceptycyzmu męża - on uznaje przydatność chust i nosideł wtedy kiedy inaczej się nie da gdzieś dostać, natomiast używanie na co dzień, w mieście, uważa raczej za niepotrzebny wymysł, skoro można wózkiem, jak wszyscy (zwłaszcza jak dzieć marudzi przy wiązaniu i się wije i trzeba wiązać od nowa a obok przejeżdżają ludzie z wózkami i się patrzą co my temu dziecku robimy)...
Ale mam nadzieję że będzie lepiej w miarę mojego wprawiania się w wiązaniu. Kostka nosiłam tylko w 2x (chociaż chciałam też w plecaczkach, ale nam średnio szło), na Igim ćwiczę kangurka, jako że zdrowszy dla najmłodszych. Może jak będę bieglejsza w wiązaniu to mąż uzna to za naturalne i wygodne rozwiązanie na przemieszczanie się. I wystarczy już tylko wymyślić odpowiedź na kolejny zarzut, że "po co przyzwyczajać do noszenia"...
Postanowiłam odrobić zaległości jeśli chodzi o przedstawienie się...
Jestem mamą Kostka i Ignacego. Chusty poleciła mi koleżanka. Starszego syna nosiłam niezbyt intensywnie w zielonym Hoppie odkąd miał 2 miesiące. Forum podczytywałam czasem. Potem kupiłam kółkową Mayę Wrap, ale trochę było już późno jeśli chodzi o niesymetryczne noszenie (ramię bolało, bo Kostek już był za ciężki). Zamówiłam też mei taia od Melkaj, którego używałam głównie na wakacjach - bardzo dobrze sprawdził się na podejściach pod skały (oboje z mężem się wspinamy) - dzięki niemu mogliśmy się przemieszczać po kamienistych i stromych ścieżkach.
Ignacego chciałabym nosić więcej, mimo sceptycyzmu męża - on uznaje przydatność chust i nosideł wtedy kiedy inaczej się nie da gdzieś dostać, natomiast używanie na co dzień, w mieście, uważa raczej za niepotrzebny wymysł, skoro można wózkiem, jak wszyscy (zwłaszcza jak dzieć marudzi przy wiązaniu i się wije i trzeba wiązać od nowa a obok przejeżdżają ludzie z wózkami i się patrzą co my temu dziecku robimy)...
Ale mam nadzieję że będzie lepiej w miarę mojego wprawiania się w wiązaniu. Kostka nosiłam tylko w 2x (chociaż chciałam też w plecaczkach, ale nam średnio szło), na Igim ćwiczę kangurka, jako że zdrowszy dla najmłodszych. Może jak będę bieglejsza w wiązaniu to mąż uzna to za naturalne i wygodne rozwiązanie na przemieszczanie się. I wystarczy już tylko wymyślić odpowiedź na kolejny zarzut, że "po co przyzwyczajać do noszenia"...