Zobacz pełną wersję : (chusto)mama domowa
Jeszcze w ciąży będąc, zastanawiałam się, jak to będzie, kiedy zostanę z Krzysiem w domu, jak to będzie, kiedy moje życie stanie na głowie, czy bardzo będzie mi brakować fajnej pracy, ciekawych projektów, aktywnego trybu życia... i już znam odpowiedź na własne pytania - nie, pracy nie brakuje mi wcale, wręcz mogę powiedzieć, że czuję się bardzo szczęśliwa jako mama domowa. a w kwestii ciekawych projektów i aktywnego trybu życia aż tak wiele się nie zmieniło (na szczęście teraz wiele rzeczy można robić z domu - pisać, tłumaczyć i robic inne rzeczy konieczne dla zachowania sprawności intelektualnej :-)
I tutaj nasuwa mi się myśl o chuście - czy moje odczucia byłyby takie same, gdybyśmy mieli tylko wózek?
Kiedy patrzę na moje niezachustowane znajome i sąsiadki, na ich pasywny tryb życia, na krótkie spacery i szybkie powroty do domu, bo dziecko płacze i nogi bolą, to robi mi się ich strasznie żal. i oczywiście nic przeciwko wózkom nie mam, ale jako że z wózkiem ciężej się przemieszczać, te moje sąsiadki spoza terenu osiedla w ciągu tygodnia się nie ruszają (nieliczne czasem pojadą do centrum handlowego samochodem) - i nie chcę tutaj uogólniać, bo na pewno jest mnóstwo aktywnych mam, które do poruszania się z dzieckiem używają tylko wózka i nie przeszkadza im on w regularnym chodzeniu do kina, w wyjściu do kawiarni z niedzieciatą przyjaciółką czy samotnej wyprawie do lasu. ale mi chyba byłoby ciężko być aktywną w takim stopniu, w jakim jestem, bez chusty. nie wyobrażam sobie braku swobody, którą dają mi moje szmatki. dzięki chustom moje życie "po dziecku" stało się pełniejsze, a nie "ograniczone" przez brak możliwości, jakie ma człowiek bez zobowiązań dzieciowych. uwielbiam mieć Krzysia przy sobie, uwielbiam go obcałowywać i głaskać cały czas, śpiewać mu podczas spacerów, mówić do niego, uwielbiam fakt, że mogę wyjść z domu bez planu, że mogę wsiąść do tramwaju i pojechać do mojej znajomej na drugi koniec krakowa - ona tego zrobić nie może, bo do chusty się nie przekona, a z wózkiem jej ciężko...
Podoba mi sie niezmiernie okreslenie "mama domowa"!
Ja dzis po raz pierwszy zaladowalam syneczka do chusty na wyjscie poza dom - do kolezanki. Starsza corka (2 lata i 3 miesiace) szla ze mna "za raczke" (no dobra, przynajmniej przez jakis czas i przez ulice :) ) A maly chuscioch chyba nawet nie wie wogole gdzie byl, bo przespal cala droge tam i spowrotem.
Rewelacja!
Mielismy w nosie wyboje i krawezniki - moj wozek z rodzaju parasolek jest, wiec nie ma zbytniej amortyzacji, a tak sama kolysalam mojego syneczka, jednoczesnie majac pelna kontrole nad corka (ach! te dwie wolne rece!!!)
chusty są wprost bosklie , szkoda ze ich nei znałam przy Weronice, jak narazie pasuje mi bycie chustomamą :lool:
Tez się teraz zastanawiam ,jak to będzie, jak Franek bezie juz na zewnątrz. mnie po prosru nosi i nie wyobrażam sobie siedzieć na tyłku w domu, dlatego tak bardzo liczę na chustę. choć już w koło odzywa sie kilkoro sceptyków - co z moimi żylakami, dyskopatią, że w wózku nie będę czuć ciężaru itp...nie wiem jeszcze jak to będzie wyglądało w domu, czy będę np. sprzątać, gotować, siedzieć przy kompie w chuście. pewnie życie pokaże.
mamą na pełen etat jestem od 5 lat :mrgreen: kiedy Olka zaczęła chodzic do przedszkola załapałam trochę wiatru w zawodowe żagle :wink: , aczkolwiek moja praca ogranicza sie do 36m2 mojej pracowni, dwoje drzwi na prawo od mojej kuchni, od czasu do czasu prawie jakieś niezwykle mądre mądrości nad wyższością antykwy nad pikselizacją. czasem jednak dopada mnie regres intelektualny. choć moje mamowożonowodomowe życie jest całkiem sympatyczne :lol: to potrzebuję stymulacji zwojów mych mózgowych.
teraz jest z nami Zu więc to o jej rozwój inelektualno emocjonalny muszę zadbać ( moje płótna trochę jeszcze poczekaja).
po dosyć ciężkim okresie ciąży, i wynikającym z niej masakrycznie wielu ograniczeń, cieszy mnie odkurzanie, mycie podłóg ( wszystko to w zaszmatowaniu) itp. 1,5 h spacer na plac i powrót z 6kg zakupami w rękach i zamotanym klonem nr2 jest czystą przyjemnością. do tego radośą że idę właśnie w takim wynalazku i duma powoduje że głowa sama idzie mi do góry ( no no ale nosa nie zadzieram :twisted: ) a uśmiech jakoś sam się tak przykleja do twarzy.
a wózek? nie mam go, teściowa zażyczyła sobie jedynie spacerówkę- parasolkę co by małą mogła na czas jej służby, wozić na spacery.
kamilcia.xt
30-09-2008, 22:21
ale mi chyba byłoby ciężko być aktywną w takim stopniu, w jakim jestem, bez chusty. nie wyobrażam sobie braku swobody, którą dają mi moje szmatki. dzięki chustom moje życie "po dziecku" stało się pełniejsze, a nie "ograniczone" przez brak możliwości, jakie ma człowiek bez zobowiązań dzieciowych.
Całkowicie sie zgadzam, mimo że mam koleżanki które śmigają po mieście z wóżkiem to wiem że ja nie radziłabym sobie jak one, raz tylko próbowałam wejść z wózkiem do tramwaju i nie weszłam bo nikt mi nie pomógł, na przystanku nikogo nie było a we wnętrzu pojazdu ludzie udawali ze nie widzą moich błagalnych spojrzen, a zbyt niesmiała jestem by zawołać o pomoc w takiej sytuacji
poza chustą jeszcze karmienie piersią umożliwiło mi aktywne życie, przy czym podobnie jak z wózkiem na pewno wiele mam potrafi pogodzić karmienie butelką ze swobodnym poruszaniem sie po mieście czy np podrózowaniem samochodem na długich trasach ale dla mnie byłoby to baaardzo trudne
anette27
30-09-2008, 22:29
większość moich znajomych( rodziłyśmy w podobnym czasie,różnica 2 lub 3 miesięcy)
wróciła już do pracy,kiedy ja powiedziałam,że chcę zostać z Kubą w domu patrzyły ze zdziwieniem i politowaniem jednocześnie,ale mnie ich zdanie najmniej interesuje :evil:
cieszę się,że nie musze wracać do pracy i poświęcić swój czas Kubie,
a chusta....
ech ta szmatka taka niepozorna,a tyle radości daje :wink:
Oj, ja tez kocham moje zycie :) I tez stałam się mama domową :D I pracy nie brakuje mi wcale. Mam wrażenie, że to są najszczęśliwsze miesiące mojego życia :)
A chusta tylko mi w tym pomaga :P
A ja myślę, że TO ma się w głowie. Jak trzeba dać radę, to się daje - czy z wózkiem czy z chustą. :D
Ja myślę że gdyby nie chusta to miałabym mega bałagan w domu i nic nie ugotowane właśnie teraz chusta jest u nas na pełnych obrotach :) Kacperek choć czasem buntuje się przy samym wkładaniu do chusty to później już jak Aniołeczek siedzi lub zasypia. Staliśmy się bardziej aktywni na pewno. W ten weekend byliśmy w Beskidach i chyba bym nie pojechała gdybym nie miała chusty :wink:
Dokładnie. To trzeba mieć w głowie.
Mój pierwszy spacer z Kacprem 9 lat temu był ... 4-godzinny. Uwielbiałam się włóczyć z wózkiem i prawdę mówiąc nie dostrzegałam wtedy barier architektonicznych. Śmigałam wszędzie.
Pierwszy projekt po jego urodzeniu zrobiłam jak miał niecały miesiąc. I tak robiłam wtedy gdy spał i bawił się "stacjonarnie" aż do czasu, kiedy stał sie wymagającym niemowlakiem. Jak skończył 7 miesięcy zawitała do nas niania Ula. A ja z ulgą wróciłam do pracy. Tylko, że u własnego ojca, więc i czas pracy miałam nienormowany, i wolne mogłam wziąć kiedy chciałam.
Z Kubą było podobnie. Tylko do pracy wracałam wolniej i mniej chętnie.
A bycia "mamą domową" sobie nie wyobrażam. Zaczełabym gryźć po tygodniu. Raz - kocham swoją pracę, dwa - nienawidzę robót domowych, gotowania, sprzątania itp. Z domowych czynności lubię jedynie chwile z dziećmi. Najchętniej te, w których się nie tłuką po łbach i nie wrzeszczą jak opętane. :wink:
doominikaa
30-09-2008, 23:30
ja jak Kajucha - mając przy Mateuszu tylko wózek nie odczuwałam barier architektonicznych, śmigałam gdzie chciałam, zwyczajnie nie wiedziałam, ze są chusty. (no dobra, kilka razy miała na sobie wisiadełko... :hide: )
Nie dałam się zapuszkować w chałupie, w nosie miałam teksty typu: na spacer? zimą? itd
chusta - dopełnienie wszystkiego, objawienie przy drugim macierzyństwie - nie powiem, załuję, ze nie wcześniej, ale faktycznie pomaga i daje poczucie spełnienia...
niemniej za miesiąc wracam do pracy :jump:
A ja myślę, że TO ma się w głowie. Jak trzeba dać radę, to się daje - czy z wózkiem czy z chustą. :D
Zgadzam się całkowicie, mimo braku chusty zawsze biegałam na długie spacery z córkami. Do tego z wózkiem najczęściej na piechotę, bo do autobusu nie chciało mi się wnosić.
do tego stopnia, że jak odprowadzałam najstarszą do szkoły z bliźniaczkami w wózku, to spacerowałysmy aż do końca lekcji :D
rzezuchama
30-09-2008, 23:44
A ja myślę, że TO ma się w głowie. Jak trzeba dać radę, to się daje - czy z wózkiem czy z chustą. :D
Tak, tak. A najlepsze, że do końca nie wiadomo CO się ma w głowie.
Wydawało mi się, że szybko wrócę do pracy, bo ją bardzo lubię + 6h + 10 min. od domu więc nie marnuję czasu na dojazdy. To po co siedzieć TYLKO z dzieciem, jak nie szukając daleko, koleżanka z tejże pracy, która prawie ciurkiem, teraz dzieć nr 3...
NO.
Teraz siedzę już rok, urlop zaklepany mam do stycznia i już zastanawiam się, żeby go przedłużyć... oraz coraz przychylniej patrzę na pomysł, żeby w trakcie trwania wychowawczego zmienić go kiedyś na macierzyński znów... :shock:
OK, mogę sobie na to pozwolić to raz (dzięki, mężu!). Robię sobie studia podyplom, które mi same wlazły w łapy i głupio było nie skorzystać, więc czasem wychodzę "do ludzi" to dwa, mieszkam w centrum to trzy, mam wózek i majtaja to cztery i pięć.
I,kurcze, DOBRZE MI!
A najfajniejsze (oprócz oglądania codziennego S.), że latem mogłam siedzieć 1,5 miecha na wsi! (więc jak pomyślę, że w przyszłym roku miałoby mnie to ominąć....)
I że mogłam wieszać pranie na słońcu na balkonie!! :hang:
W ten weekend byliśmy w Beskidach i chyba bym nie pojechała gdybym nie miała chusty :wink:
Mam znajomych, którzy 30 lat temu swojego synka po prostu na barana wnosili (odkąd zaczął stabilnie siedzieć) na Klimczok, Szyndzielnię czy inną Babią Górę. :D
Ale zgadzam się z Tobą, że chusta daje poczucie niezależności. :-)
Zalety noszenia w chuście dla dzieci wszyscy znamy. Odkryłam też wielką zaletę dla mnie (poza wolnymi rękami).
Ciężko to nawet nazwać, ale chyba większe opanowanie emocjonalne. Przecież mając chuściaczka się nie krzyczy, nie denerwuje, człowiek chodzi rozanielony, jak za pierwszym razem kiedy po porodzie położą maluszka.
Patrzę na mojego pierwszego synka (niechustowego) i myślę, że i jego i siebie pozbawiłam tych super chwil. Oczywiście był tulony, noszony na rękach, głaskany, ale chusta daje jeszcze to "coś". Teraz już go nie ponoszę (choć są mamy noszące takie maluchy), bo jego 17kg nie na mój kręgosłup. Nadrabiam tuleniem.
Pozostaje jeszcze w nadziei, że mój małż też się zarazi noszeniem...
Oj, cobym zrobiła, gdyby nie chusty :?: Taka mała rzecz, a tak pomaga w życiu. :jump: Teraz obiadki, to dla mnie nie trudna sprawa, a jeszcze parę miesięcy temu nie wyobrażałam sobie jak będzie to wyglądać. I nie muszę się martwić, jak odcedzić ziemniaki w tej małej kuchni i nie oparzyć synka, który bardzo chce się bawić koło mamy. Następne dziecko chyba z chusty nie wyciągnę , oj biedne będzie (żartuje) :lool:
Dokładnie. To trzeba mieć w głowie.
Mój pierwszy spacer z Kacprem 9 lat temu był ... 4-godzinny. Uwielbiałam się włóczyć z wózkiem i prawdę mówiąc nie dostrzegałam wtedy barier architektonicznych. Śmigałam wszędzie.
jasne, że trzeba mieć to w głowie, z wózkiem pewnie też biegałabym na długie spacery, ale juz do tramwaju nie wsiadałabym przypuszczalnie tak często (chociaż, kto wie?). z drugiej strony, możliwe że chciałabym wrócić do pracy, gdybym nie miała aż tak dużej chuścianej swobody (możliwe, że nie, w końcu najlepsze w byciu w domu, jest bycie z moim synkiem :-)
Pierwszy projekt po jego urodzeniu zrobiłam jak miał niecały miesiąc. I tak robiłam wtedy gdy spał i bawił się "stacjonarnie" aż do czasu, kiedy stał sie wymagającym niemowlakiem. Jak skończył 7 miesięcy zawitała do nas niania Ula. A ja z ulgą wróciłam do pracy. Tylko, że u własnego ojca, więc i czas pracy miałam nienormowany, i wolne mogłam wziąć kiedy chciałam.
bycie mamą domową nie oznacza dla mnie zaniechania aktywności intelektualnej czy zawodowej. 2 tygodnie po urodzeniu Krzysia robiłam tłumaczenia, a kiedy mój synek miał 8 tygodni założyłam sklep. Teraz robię różne korekty, tłumaczenia itp Energia mnie roznosi, potrzebuję wciąż nowych wyzwań, ale mogę je sobie zapewnić w domu - kiedyś myślałam, że nie będzie to możliwe - a jednak :-) Całą ciążę przepracowałam, z ogromnym brzuchalem biegałam na imprezy, które organizowałam i było mi z tym super, a teraz mi super z tym, że mogę zwolnić i to, jakie tempo będzie miało moje życie zależy tylko ode mnie - pod tym względem nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o czas przed narodzinami Krzysia i po nich. tyle tylko, że teraz, zamiast zarządzać swoim zespołem i "być wszędzie" (tego wymagała ode mnie moja praca), mogę być właśnie tam, gdzie chcę być w danej chwili :-)
A bycia "mamą domową" sobie nie wyobrażam. Zaczełabym gryźć po tygodniu. Raz - kocham swoją pracę, dwa - nienawidzę robót domowych, gotowania, sprzątania itp. Z domowych czynności lubię jedynie chwile z dziećmi. Najchętniej te, w których się nie tłuką po łbach i nie wrzeszczą jak opętane. :wink:
ja też nie znoszę sprzątać, gotować mogę od czasu do czasu i to, że zostałam w domu z Krzysiem wcale nie oznacza, że stałam się kurą domową (a taki chyba panuje w Polsce stereotyp kobiety, która nie chodzi codziennie do biura). gotuję, kiedy mam na to ochotę, sprzątam, kiedy mam ochotę (czyli tak, jak wtedy, kiedy pracowałam w ogólnie rozumianym sensie tego słowa), czas poświęcam przede wszystkim na spacery z Krzysiem, na zabawy z nim, na huśtanie się na huśtawce pod blokiem, na czytanie, oglądanie filmów w południe, bo mogę :-) swoją pracę też kochałam i w sumie dlatego ten wątek - sama się dziwię temu, jak mi dobrze być mamą domową :-)
i czy byłoby tak samo bez chusty? sama nie wiem :-) czy byłoby tak samo bez możliwości, które daje dzisiejszy świat? może byłoby jeszcze lepiej? ;-)
Moje życie się nie zmieniło w momencie pojawienia się chusty. Przy starszej byłam tak samo aktywna, a nawet bardziej, bo teraz ograniczają mnie małe nóżki Anielki, a jak ona była maleńka, robiłyśmy kiiiilometry z wózkiem. Poza tym po jej urodzeniu wróciłam do pracy natychmiast po urlopie macierzyńskim, czyli jak miała 3,5 m-ca. Z Antkiem zostanę 3 lata na urlopie wychowawczym. Chusta zmieniła u mnie tyle, że jest mi wygodniej, że już nie kombinuję jak mogę się gdzieś dostać z wózkiem, bo i tak z tym wózkiem się wszędzie tarabaniłam, nie rezygnowałam z niczego.
A co do rozwoju intelektualnego, to nic nie tracę, bo pracę miałam beznadziejną, nie w swoim zawodzie i dość otępiającą, ale miałam kontakt z ludźmi, i choć mnie tego nie brakuje, bo jestem typem samotniczki, to mój mąż żartuje sobie, że jak tak dalej pójdzie, to będzie ze mnie warzywo. :roll:
bycie mamą domową dostarcza mi wiele frajdy i nowych dzieci :wink: :lol: bo gdybym wróciła kiedyś do pracy, to pewnie nie zdecydowałabym się na kolejną ciążę i urlopy...
na dzień dzisiejszy cieszę się że jesetm w domu, ale wiem że koło 30-stki chciałabym do pracy wrócić :)
chusta, to na dzień dzisiejszy niezbędnik, bo miejsca w wózku brakuje :wink: i tak podróżuję sobie po całym mieście z wózkiem i z chustą :lol: ostatnio nawet udało mi się po schodach na most wdrapać. Dla chcącego nic trudnego :lol:
Moje życie się nie zmieniło w momencie pojawienia się chusty. Przy starszej byłam tak samo aktywna, a nawet bardziej, bo teraz ograniczają mnie małe nóżki Anielki, a jak ona była maleńka, robiłyśmy kiiiilometry z wózkiem. Poza tym po jej urodzeniu wróciłam do pracy natychmiast po urlopie macierzyńskim, czyli jak miała 3,5 m-ca. Z Antkiem zostanę 3 lata na urlopie wychowawczym. Chusta zmieniła u mnie tyle, że jest mi wygodniej, że już nie kombinuję jak mogę się gdzieś dostać z wózkiem, bo i tak z tym wózkiem się wszędzie tarabaniłam, nie rezygnowałam z niczego.
A co do rozwoju intelektualnego, to nic nie tracę, bo pracę miałam beznadziejną, nie w swoim zawodzie i dość otępiającą, ale miałam kontakt z ludźmi, i choć mnie tego nie brakuje, bo jestem typem samotniczki, to mój mąż żartuje sobie, że jak tak dalej pójdzie, to będzie ze mnie warzywo. :roll:
To ja mam tak samo. Nawet jak Misia była maluta to już mieliśmy na stanie Nati Fale Dunaju, ale jakoś nie była nam potrzebna :oops: Wózek wystarczył na wszystkie wyprawy i mnie i niani i Michalince. Ale teraz nawet Misia z przyjemnością włazi do kółkowej, jak jej się nóżki zmęczą :wink:
Powered by vBulletin® Version 4.2.1 Copyright © 2025 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.