W końcu.....upragniona tkana do mnie przyszła. wyprałam, wyprasowała, i równiutko złozyłam z kwadracik żeby nabrała mocy na dzisiejszy pierwszy raz. Zamotałam i wymęczona wyszłam z małą na plecach. Było cudnie. Laura zadowolona plotła mi warkoczyki, ludzi się ogladali i wytykali palcami.Po 30min opadłam z sił. Ramiona ścierpły a tybetan wbijał mi się w klatkę uniemożliwiając oddychanie ledwo doszłam do domu
Cos źle zrobiłam albo po prostu kwestia przyzwyczajenia
Wstyd ale odechciało mi sie
Moze za trudne wiazanie jak na pierwsze motanie?