Cholerne szmaty za kilkaset złotych. Człowiek zanim dzieciaka na plecy zarzuci to już spocony, kurtka zamiast w okolicy bioder kończy się na cyckach, bachor się kręci, wierci, piszczy, ja stękam, bo chociaż ma rok to waży >10 kg. Węzła zawiązać się nie da, bo już z sił się opada, a tu chwycić trzeba i z całej siły ciągnąć. Potem wlecze człowiek tego klocka przez pół miasta, czucie w rękach traci, czuje że załącznik chustowy zasnął i mu łeb leci do tyłu. Potem człek obładowany torbami, siatami, spocony jak szczur musi się oswobodzić i stawia dzieciaka prosto w błoto, chusta majta między nogami, a paskuda mała wyje, bo ona wcale na ziemię nie chciała.
A z MT to mi wczoraj dziecko o mało nie wypadło.
Nienawidzę!
Kryzys mam