Witam
Zgodnie z tematem odpowiadam jak TO się zaczęło...
Częściowo zaczęło się przy moim synu [mam rodzinę "składaną" - syn mój, córa męża... idealne rozwiązanie dla kobiety chcącej 3 dzieci i odmawiającej kolejnych 2 porodów - dorwać dzieciatego Lubego ]. Młody był od maleńkiego chustowany, już w ciąży ćwiczyłam wiązanie na misiach i kocie . Do tego, ze względu na bardzo łatwo odparzającą się pupkę, dość szybko zaprzyjaźniłam się z tetrą. Niestety, wiedzy o wielopieluszkach nie miałam... W efekcie syn był przebierany zawsze i wszędzie, bo błyskawicznie przesikiwał wszelkie ubranka i musiałam tego bardzo pilnować. Mimo "wątku ekonomicznego" [ważnego dla samotnej wówczas matki] oraz zdrowotnego nie jest to najlepiej wspominany przeze mnie okres. Dokopało mi głównie przebieranie syna dosłownie co parę minut z powodu braku jakiegokolwiek owijacza .
Teraz, mimo że jestem dopiero na samym początku ciąży [kurczę, dziecko planowaliśmy dopiero za rok ], już rozglądam się za wielopieluszkami. Przy owijaczu całe przewijanie i pranie wkładów wygląda o wiele przyjaźniej . Tylko mąż puka się w czoło, bo jednak to 5/6 tydzień ciąży z góry zagrożonej [mam wadę budowy - z założenia każda moja ciąża jest zagrożona ], a mi już odbija . Ale gdzie ma mi odbijać, jak nikomu się pochwalić nie mogę [nie chcę później wysłuchiwać "tak miało być" od całej rodziny]?
Po za tym niezbędnym sprzętem okołodziecięcym jest dla mnie chusta. Kocham chusty, uwielbiam chusty, chusty są dla mnie ważniejsze do wózka . Zwłaszcza, że zawodowo pracuję ze zwierzętami, a w chuście mogę brać malucha ze sobą do pracy [tzn. na spacerki] .
No, to by było chyba na tyle na początek
pozdrawiam
Cane